środa, 15 września 2010

Tylko spokojnie

Wcale nie wracam. Taki wpis informacyjny, że z tego bloga ocalały jedynie 73 posty - takie, które uważam za dobre lub wiążę z nimi jakąś wartość sentymentalną. Wciąż piszę o muzyce, nieco inaczej może już, ale piszę. Zajrzyjcie na litoslav.blogspot.com, może zostaniecie tam na dłużej. Piszę też o szeroko pojmowanym pożywieniu, wraz z grupą znajomych na WYGRYWAM Z ANOREKSJĄ. Blog się świetnie rozwija, także polecam. ;)

A ten blog ewidentnie R.I.P., jakby kto nie zauważył. ;)

piątek, 25 września 2009

Wywiad z Człowieniem

Tygodniowa przerwa w "nadawaniu" "Producenckiej strony rapu". Zamiast niej gorący wywiad. Z kim? Oczywiście z Człowieniem, autorem sporego zaskoczenia, jakim okazała się płyta "Człowiek z krwi i kości". W wywiadzie padają pytania nie tylko dotyczące samego albumu, ale również sprawy Hensona, kondycji polskiego rapu oraz tematy całkowicie oderwane od hip-hopu, takie jak chociażby seriale. Nie przedłużając, życzę miłej lektury.

Lite: Na rozgrzewkę proste pytanie. Spodziewałeś się tak wielu pozytywnych opinii nt. "Człowieka z krwi i kości"?

Człowień: Oczywiście, że tak. Nie po to siedziałem po nocach, pisząc teksty, rezygnując z wielu przyjemnych chwil z moją kobietą, tracąc pieniądze na dojazdy do studia, na klipy, na "wspomagacze weny", żeby 90% słuchaczy hate'owało mnie i mój album.

L: Jeśli miałbyś wybrać najlepszy numer z płyty, to byłby to…

Cz: "Człowiek z krwi i kości". Moje emocje zostały opisany muzyką stworzoną przez Guldena, poza tym sam w jakimś stopniu opisałem siebie w tym kawałku. Lubię ten numer, jest on jednym z najlepszych jakie nagrałem.

L: Zmieniłbyś coś na swojej płycie, gdyby jej premiera miałaby się odbyć dziś?

Cz: Na chwilę obecną nie zmieniłbym nic, bo wszystko co mi nie pasowało, zmieniłem podczas mixu i masteringu. Obecnie nie słucham tych kawałków, znudziły mi się. Płyta została wydana tak jak chciałem, wszystkie numery są dopracowane.

L: Będą następne teledyski, promujące Twój solowy album?

Cz: Tak. Planuję jeszcze dwa lub trzy teledyski - "Your Love", "Zanim spojrzymy w przyszłość", "Jestem wiatrem" lub "Ważniejsze niż teraz". Jeszcze się zastanawiam, zobaczymy z czasem.

L: Dlaczego postanowiłeś nie wypuszczać swojego nielegala za darmo do sieci i sprzedać go w limitowanym nakładzie?

Cz: Głównie dlatego, że włożyłem w niego za dużo pracy, czasu i hajsu. Poza tym, w dzisiejszych czasach ludzie nie szanują pracy artysty, z góry zakładając, że im się to należy za darmo. Powiem szczerze - dopóki sam nie znalazłem swojego albumu w sieci, nie wiedziałem jaki to ból.

L: Jaki był nakład wydawnictwa? Zszedł cały?

Cz: Pierwszy nakład 200 sztuk zszedł w dwa tygodnie, drugi nakład 200 sztuk schodzi na tyle dobrze, że nie wiem, czy nie będzie przypadkiem trzeciego nakładu.

L: Nie dostałeś żadnej propozycji wydania swojego solo legalnie?

Cz: Nie dostałem, ale i nie chciałem dostać. Zresztą, co jest dziś legalem, a co nie jest? Bo nie ma tej płyty w sklepie? Pierdolę te sklepy, trzeba za dystrybucję słono zabulić i jeszcze przecież należy odliczyć coś wydawcy. A ja sprzedaje płyty przez Internet i cały hajsik spływa na moje konto. Tyle ile obliczyłem, tyle zarobiłem i z nikim się nie muszę dzielić. Nie wyobrażam sobie tego, że musiałbym dzielić się z kimś za moją pracę, skoro sam sobie mogę ogarnąć promocje i inne tego typu rzeczy.

L: Jeśli byś mógł, z jaką polską wytwórnią gotów byłbyś się związać?

Cz: Tylko z taką, którą sobie sam założę albo z wytwórnią Grill Funk Records, którą obecnie tworzy mój ziomuś Bleiz. Nic innego mnie nie interesuje.

L: W jednym z tracków refren śpiewa Mesajah. Znałeś się z tym wokalistą wcześniej, a może poznałeś go podczas nagrywania albumu? Jesteś zadowolony ze współpracy?

Cz: Nie znałem się z nim wcześniej. Zadzwoniłem, wysłałem mu na pocztę kawałek. Po kilku dniach dał znać, że mu się podoba i że chętnie się dogra. Na samą nagrywkę chwilkę trzeba było poczekać, bo nagrywa z chłopakami nowe Natural Dread Killaz, ale warto było - jestem bardzo zadowolony z jego udziału.

L: Nawinąłeś, że "Polska scena umarła dla mnie razem ze Wzgórzem". Dlaczego? Nic ciekawego od tamtego czasu na polskim rynku się nie ukazało?

Cz: Słuchaj, dla mnie polski rap, dopóki wychodził na kasetach, był taką zajawką, że teraz nie umiem sobie podobnej wyobrazić. Wychodziły dwie-trzy kasety w roku, człowień się jarał niemiłosiernie. Teraz to jest powszechne. Więcej raperów niż słuchaczy i wszystko masz w Internecie – wszystko, co tylko sobie życzysz. Jest to stosunkowo zbyt łatwo dostępne, ludzie już tego nie szanują tak jak kiedyś. Z jeden strony Internet wypromował artystów hip-hopowych, z drugiej zaś trochę zabił tę kulturę, a przede wszystkim kulturę kupowania i jarania się oryginalnymi płytami. Polska scena dla mnie umarła razem ze Wzgórzem - jak w wersie, choć mam akurat nadzieję, że Wzgórze wyda jeszcze jedną płytę, choćby dla ludzi takich jak ja.

L: W tym samym kawałku słyszymy, iż "Dla niektórych płyta Peji była początkiem rapu / Dla mnie końcem idei, czegoś więcej chłopaku". Mógłbyś rozwinąć myśl?

Cz: Dla mnie "ten czas" umarł wraz z ostatnią płytą Peji - "Na Legalu", która niewątpliwie była przełomem w polskim hip-hopie i jednym z lepszych albumów, jakie wyszły w kraju. Po tym krążku wszystko się zmieniło - rap porwał media, które przepuściły go jak przez maszynkę. Jak to dalej wyglądało, sam wiesz. Po tej płycie oczywiście wyszły też dobre produkcje i do dzisiaj wychodzą, ale ja się już tym nie jaram tak jak kiedyś.

L: Jak idą prace nad krążkiem Supa Skillz?

Cz: Obecnie zawiesiliśmy prace nad płytą. Każdy musi pozałatwiać swoje dorosłe sprawy. Pozdrawiam chłopaków serdecznie

L: Jak oceniasz – z perspektywy czasu – "Supa EP"?

Cz: Ja wziąłem udział tylko w jednym kawałku, ale sama EP bardzo fajna. Słuchałem długo. Najlepszy kawałek to dla mnie "Z Perspektywy czasu".

L: Jak rozpatrujesz sprawę Hensona, oskarżanego przez Internautów o kradzież bitów i ich wykorzystanie, sprzedając je i podpisując swoją ksywką?

Cz: Nie rozpatruję tej sprawy. Mam na płycie bit, którego nikt nie znalazł. Kawałek mi się podoba, Heniek w pierwszej wersji wysłał mi loopa bez basu. Skoro wysłał mi bit bez basu, to później co, sam bas zajebał i mi go dodał, tak? Nie śledzę tej całej akcji. Jedno jest pewne – Henson ma talent.

L: Czego słuchasz w wolnym czasie? Polski i zagraniczny rap? A może coś z innych gatunków?

Cz: Cały czas słucham podziemnych raperów (nawiasem mówiąc, w większości są to moi znajomi). Mainstreamu nie słucham w ogóle, choć ostatnio – w drodze wyjątku - kupiłem sobie płytę Chady i nie żałuję. Najbardziej lubię płyty sprzed 2000 roku - głównie jara mnie g-funk i nowojorski old school. Na okrągło katuję albumy Bigiego, chyba mi się nie znudzą nigdy.

L: W jednym z utworów nawiązujesz do serialu "Heroes". Oglądasz jakieś seriale? Jeśli tak, to jakie?

Cz: Kiedyś, jak byłem młodym szczylem, to oglądałem wszystko jak leci: "Drużynę A", "MacGyvera", "Kojaka", "Nieustraszonego", później "Archiwum X" , "Nikitę", a nawet "Strażnika Teksasu". Czytałem komiksy, ogólnie byłem pojebanym dzieciakiem. Teraz oglądam tylko filmy wojenne.

L: Masz w planie jakieś koncerty? Jeśli tak, to gdzie?

Cz: Planujemy małą trasę z Bleizem i z Shotem po kliku miastach, zaczynamy od Torunia - 6 listopada. Wcześniej szykuje nam się koncert premierowy we Wrocławskim Alibi, później Red Alert w Czerwionce i dalej zobaczymy - wszystko jest dopiero w fazie organizacji. Jak zapytasz mnie za miesiąc, to powiem Ci na pewno dokładniej. Ostatnio graliśmy w Sandomierzu i było zajebiście. Oby jak najwięcej takich koncertów

L: Planujesz już nową solówkę?

Cz: Nie planuję na razie żadnej płyty. Skupiam się na swojej pracy i na koncertach promujących "Człowieka z krwi i kości".

L: Chciałbyś coś przekazać słuchaczom na koniec?

Cz: Szanujcie artystów i ich ciężką pracę. Jeśli już ściągacie ich płyty z sieci, to chociaż chodźcie na koncerty. Dzięki za wywiad.

sobota, 19 września 2009

Producencka strona rapu #7: Wywiad z Szopsem

Pamiętacie napisaną przez nas (mnie i Lite'a) recenzję płyty "Synonim Whiskey"? Ja do dziś jestem z siebie dumny, że udało mi się nakłonić Maćka do przesłuchania, a następnie opisania newschoolowego albumu. Teraz udostępniamy Wam zapis rozmowy z autorem "Synonimu...". Szops mówi m.in. o swoich przeszłych, teraźniejszych i przyszłych projektach oraz o tym, dlaczego woli syntetyczne bity. Miłej lektury.

Noid: Skąd pomysł na "przejęcie" pseudonimu od tytułu płyty? Nam na Ciebie mówić Szops czy Synonim Whiskey?

Szops:
Możesz mówić na mnie "Terrorysta", (śmiech) tak samo jak mój człowiek Wróbel (pozdrawiam!). A skąd taki pomysł? Ta płyta to ja.

N: A jeśli już przy tym jesteśmy, jak się sprzedaje płyta?

S:
Jeśli mam być szczery, to właściwie tak sobie. Jestem już teraz pewny że cały nakład nie zejdzie, ale nie ma co się dziwić, zjebaliśmy promocje, nie ogarnęliśmy klipów, ogólnie wyszło trochę na odpierdol, a szkoda. Ludzie się jarają płytą albo hejtują, słowem - norma. Mogliśmy się bardziej postarać, jeśli chodzi o promowanie tego materiału. Ostatnio dostałem parę maili typu: "Szops kiedy ta płyta?!", więc widać jak bardzo daliśmy klapę. Jak coś płytę można pobrać u mnie na myspace.com/szops i zamówić na undergrande.com lub synonimw.otwarte24.pl, następnie podajcie dalej!

N: Swego czasu przykleiłeś sobie etykietkę newschoolowca, jednak na "Synonimie Whiskey" jest sporo samplowanych bitów. Czego to wynik?

S:
To nie jest tak że sobie ją przykleiłem, ja naprawdę bardzo mało sampluje, na SW jest sporo takich bitów przez proste, dwa czynniki. Po pierwsze, płyta powstawała od dnia, w którym wydaliśmy z Camelem "Tym Tempem EP" (czyli, nawiasem mówiąc, kupa czasu). Po drugie, to moja płyta producencka - mam tu różnych raperów, np. Laik nie pociśnie pod południowy syntetyk na cykaczach. Wyobraź sobie jego zwrotki, które musisz rozkminiać, na pojebanym bicie 150 bpm – cykacze, syreny, przejścia werblami. Nie grało by to ze sobą kompletnie, więc na „Synonimie Whiskey” bity są robione pod raperów tak, aby jarali się tym, na czym mają nagrywać. I tak w istocie było. Sprawa wygląda inaczej podczas pracy nad płytą z Gedzem (pozdrawiam ziomuś!). Tam w 99% masz grane bity i samo południe. Jestem uniwersalnym graczem ze wskazaniem na newschool, klasyka - jak mam być szczery - nie pociąga mnie aż tak chyba, że słucham bitu jak w kawałku Nature – Man's World. Chyba dlatego tak mało sampluję, bo czuje respekt, słuchając potęgi tego bitu. W sumie, zwrotki Nature'a też są przekozackie tutaj. Ogólnie polecam jego płytę "For all seasons" - to moja ulubiona pozycja z klasycznych brzmień.

N: A w której stylistyce czujesz się silniejszy? Syntetyk czy sampel?

S:
Jak już mówiłem, syntetyki. Kocham grane bity, niezależnie od tego czy grałeś je w studio na instrumentach czy wtyczkach. Tutaj możesz docenić całego producenta, wszystko co ma w bani, a w samplingu jesteś bardzo ograniczony. Robisz tylko tyle, na ile pozwala Ci sampel, chyba że jesteś Kanye Westem i robisz rozpierdol jak w "Diamonds From Sierra Leone". Sampluje jedynie wtedy jak zajaram się jakimś samplem, a to mi się bardzo rzadko zdarza.

N: Jak idą prace nad "ROYAL JOKER MIXTAPE 2009"?

S:
Tak wyszło, że od premiery SW stoimy z Jokerem w miejscu. Gedz ma swoje prywatne sprawy do załatwienia, ja tak samo. Niedługo pewnie się odmulimy i zaczniemy znów nad tym pracować. Bo w sumie zostały nam tylko aranże, zmienić parę bitów na nowsze wersje i chyba Gedz ma dograć jeszcze parę zaległych zwrotek - bo większość featów raczej już jest.

N: W jakie projekty jesteś jeszcze zaangażowany?

S:
Obecnie jest już tego mniej, ponieważ wyszło już parę płyt, na których pojawiały się moje bity. Na bank słyszałeś mnie u Shota, u Łysonżiego były 3 numery, u Onara - tak samo – 3. Na nowy album 4P przyszykowałem jeden fajny numer, kozacko wyszedł. Nie będę mówił, kto tam gościnnie jest, bo nic o tym w sieci oficjalnie nie ma, więc nie będę rozpruwał tematu. Nawiasem mówiąc, premiera jego płyty jakoś w listopadzie. Ostatnio też dostałem zaproszenie od Tomiko na jego nowy projekt z jednym z warszawskich raperów (MC/MC). Bit już Tomiko wziął i powstaje gruby numer z kozackim featem, ale nic więcej odnośnie tego też nie mogę powiedzieć. Gdzie ja jeszcze jestem? Staszek coś brał na "Dolce & Gibbony" z Dziarskim, tak samo Bedi i Dapit, ale nie jestem pewien co z tego będzie. Poza tym, robię nową płytę, tylko jeszcze nie wiem czy to będzie EP czy LP. Są dogadane pierwsze numery, parę bitów, zobaczymy co dalej.

N: Jak dużo bitów robisz w ciągu roku?

S:
Kiedyś (2-3 lata temu) potrafiłem wytrzaskać i 1000, ale to tendencja spadkowa. Nie ma już tyle czasu co kiedyś, teraz robię jeden ,max dwa na tydzień. Może nawet mniej…

N: Czym obecnie dla Ciebie jest płyta "Tym tempem"? Jak ją dziś oceniasz?

S:
Bardzo fajna płyta, pomijając to, że była robiona na komputerze z pamięcią 128 MB RAM i procesorem 900 MHz. Nawet nie mogliśmy ogarnąć porządnie brzmienia bitów! Komputery nam szalały, tzn. mi, Camel miał o 128 MB RAM-u więcej. (śmiech) Ogólnie płyta została bardzo dobrze przyjęta, co mnie cieszy do dziś. Czym dla mnie jest? Mówiąc całkowicie poważnie, "Tym tempem" to taki przełom dla mnie. Zacząłem do produkcji podchodzić absolutnie na poważnie - przed poznaniem Camela robiłem bity raczej dla beki i śmiechu, a po tej płytce powiedziałem sobie "Kurwa, to jest to!" i zaczęły się prace nad SW. Wg mnie zrobiłem progres od czasu tej płyty, a w dodatku wciąż się rozwijam.

N: No i na koniec powiedz coś od siebie.

S:
Co ja mogę powiedzieć, wypuście T.I. z więzienia, bo czekam na nową płytę! He's the king bitchhhhh!

niedziela, 13 września 2009

Te Tris - Dwuznacznie

"Dwuznacznie" Te Trisa miało być najgorętszym debiutem ubiegłego roku. Wszystko jednak się jakoś tak potoczyło, że album zdążył ukazać się do ostatniego dnia grudnia. Najlepszym debiutantem okrzyknięto - całkiem słusznie zresztą - Zeusa. W tym roku już się to nie powtórzy. Tet wydał długo oczekiwany krążek i nic nie wskazuje na to, aby ktoś mu mógł tytuł debiutanta 2009 roku odebrać. Ba, raper z Siemiatycz wraz ze swoim materiałem powalczy też zapewne w końcoworocznych rankingach w kategorii "najlepsza płyta roku".

Inna sprawa, że właściwie ciężko mówić o Te Trisie jako o debiutancie. W 2004 wydał "Naturalnie" - jeden z najlepszych nielegali w historii polskiego rapu, znany również tym fanom hip-hopu, którzy normalnie w rodzimy underground się nie zagłębiają. Ponadto, od wielu lat znany jest na scenie freestyle'owej, będąc jedną z największych ikon wolnego stylu w kraju (choć dziś już raczej jako juror). Mało tego, na kilka miesięcy przed premierą swojego legalnego debiutu nagrał spontaniczne "Stick2MyNameRight" - mixtape, którego najważniejszą zaletą były 2 cechy jego autora, a mianowicie zajawka i miłość do hip-hopu.

Oczekiwania przed "Dwuznacznie" były naprawdę spore. Niektórzy spodziewali się po Te Trisie pewnie czegoś niezwykłego i zadziwiającego. Niestety, ich muszę srogo rozczarować - Tet przygotował album, który nie zaskoczy jego fanów. Czym miał jednak zadziwić, skoro jest raperem nad wyraz uniwersalnym. Znakomicie radzi sobie w różnych stylistykach - potrafi nawinąć dobre bragga, ciekawy storytelling, dobry kawałek wspominkowy, a przy tym z wielką gracją porusza się w metaforach, porównaniach i grach słownych. Nie wiem więc, czego niektórzy wymagają od Te Trisa. Że zaskoczy ich, nagrywając utwór w klimatach ulicznych? No chyba nie o to chodzi.

Na "Dwuznacznie" raper z Siemiatycz przede wszystkim uwydatnia swoje najważniejsze walory. Jako uznany freestyle'owiec bitewny dobrze czuje się w konwencji bragga. Choć na dobrą sprawę, tak do końca trzyma się jej tylko w singlowym "TetRock", to dobre punchline'y zdarzają się również w innych utworach. Powinny one zadowolić najbardziej wybrednych słuchaczy, nawet w czasach, kiedy wychwalać się potrafi wielu MC's w kraju. Sam miłośnikiem bragga nie jestem, więc z większym entuzjazmem przyjąłem pozostałe numery z płyty. Generalnie rozczarowałem się tylko "Magnum 2", ale to i tak tylko dlatego, że wciąż mam w pamięci pierwszą, genialną i niezwykle dynamiczną część z "Naturalnie". Dość średnio przyjąłem też "Chemafi" - doceniam kunszt Te Trisa, całkiem fajnie bawi się tu słowem, lecz najpewniej skippowałbym ten numer, gdybym tylko miał taki zwyczaj.

Jak wspominałem, Tet znakomicie się sprawdza w wielu stylistykach. Na "Dwuznacznie" tylko to potwierdza. Wzorem Ostrego potrafi kłaść duży nacisk na wartości rodzinne ("MaMa"), a zarazem niczym Łona ironicznie się uśmiechnąć, przedstawiając dający do myślenia przykład współczesnego człowieka ("IDeał"). Te Tris znakomicie odnajduje się też, opowiadając zabawną historię ("Poritfmao") oraz filozofując w kawałku tytułowym. Swoją wszechstronność raper z Siemiatycz udowodnił - co najmniej moim zdaniem - imprezowym "Tam i z powrotem (dookoła)". Jest to też znakomity przykład na tę całą dwuznaczność albumu - z jednej strony numer znakomicie nadaje się na każdy melanż, a z drugiej każe nam się zastanowić nad tym, co podczas takich popijaw (bo czasem trudniej je inaczej nazywać) ludzie wyprawiają.

Wszystko - jak to u Teta - opakowane w dopracowane, acz na pewno nie idealne flow oraz wysokie umiejętności technicznie, z zaznaczeniem, że głównej roli nie grają tu wbrew pozorom rymy wielokrotne, a sama treść, co mi niezmiernie przypadło du gustu. Nawiasem mówiąc, ogromnie podoba mi się wyważony stosunek rapera do własnej osoby, który można zaobserwować już w tracku otwierającym płytę ("Jedni mówią 'kocham typa', drudzy 'Tet odpadnie' / A jedni i drudzy zazwyczaj bezpodstawnie"). Nie można też zapomnieć o tym, iż - podobnie jak "Stick2MyNameRight" - "Dwuznacznie" wręcz kipi od follow-upów. Co ciekawe, Te Tris nie nawiązuje tylko do twórczości innych raperów (przykłady pierwsze z brzegu to Wankej i Pezet), ale również do Kazika Staszewskiego, co dla mnie - jako fana - jest sporym plusem.

Gościnnie na płycie słyszymy 5 raperów i 2 całkiem niezłe wokalistki (choć nie ulega wątpliwości, że kilka lepszych gościło do tej pory na hip-hopowych produkcjach). Najlepiej spisał się chyba Esdwa, który nawinął genialną zwrotkę w "Zyskistraty". Niemal równie dobrze wypadł Pogo w "Nieodwracalnie". Kiedy wreszcie ci dwaj panowie związani z WieszOCoChodzi wydadzą coś nowego? Z featu na feat słychać progres, więc byłaby to naturalna kolej rzeczy. Świetnie z Tetem uzupełnia się też Łona, który kapitalnie zaprezentował się w "Tam i z powrotem". Nieco więcej oczekiwałem od Weny, aczkolwiek nie ma tu mowy o srogim zawodzie. W ogromny marazm popadł za to O.S.T.R. - łodzianin zalicza ostatnio spory regres, to jego najgorsza zwrotka od bardzo dawna.

Ostrowski poradził sobie jednak znakomicie w roli beatmakera. Jego podkłady to nie żadne odrzuty, tylko naprawdę doskonała robota. Bit do "Tam i z powrotem" to - wg mnie - jeden z najlepszych na płycie, podobać się może on chociażby ze względu na instrument smyczkowy w tle. Najbardziej wyraziście pod względem producenckim wypadł jednak kto inny, a mianowice - tu niespodzianka - Te Tris. Pochwalić go można przede wszystkim za odważne samplowanie z muzyki rockowej - singiel "TetRock" jest tego najlepszym przykładem. Rewelacyjnie wyszła też mu końcówka tytułowego "Dwuznacznie" - ciekawe, czy tylko mi przeszły ciary po plecach, gdy usłyszałem tę gitarę elektryczną? Fantastycznie zaprezentował się też Urbek. Wprawdzie spod jego ręki wyszedł tylko bit do "Bez wazeliny (każdy wers)", lecz zarazem jest to prawdziwa bomba, która znakomicie będzie brzmieć na każdym koncercie. Listę producentów uzupełniają Qciek, Stona, DJ Creon oraz DJ Tort - każdy z nich pokazał się z naprawdę dobrej strony. Ten ostatni ma dodatkowo doprawdy ogromne poczucie humoru, o czym świadczy cut użyty na zakończenie kawałka "Portfimao".

"Dwuznacznie" to bez wątpienia jedna z najbardziej wyczekiwanych premier ostatnich miesięcy. Nie jest jednak tak rewelacyjna jak może wynikać z mojego dotychczasowego opisu i czego można byłoby spodziewać się po tylu latach pracy. Sam Te Tris po prostu czasem nieco nudzi, powtarzając tematy rzucane już chociażby przy okazji "Stick2MyNameRight". Niemniej, raper z Siematycz potwierdza swoją klasę i wysokie umiejętności. Bez wątpienia jest to płyta bardzo dobra, dosłownie ocierająca się o wspomnianą rewelację. Myślę, że Tet i jego "Dwuznacznie" nawiążą pod koniec roku ciekawą walkę z Mesem i "Zamachem na przeciętność" oraz Ortegą Cartel i "Lavoramą". Poznanie tej płyty to obowiązek każdego, kto deklaruje się jako słuchacz polskiego rapu.

Ocena: 8+/10

Szops - Synonim Whiskey

Pierwsze info odnośnie "Synonimu Whiskey" pojawiło się jakoś po nowym roku. Premiera została zapowiedziana na marzec. Cóż. Gdyby Szops kazał czekać jeszcze chwilę, mógłbym zacząć w swoich wywiadach pytać o "SW" zamiast o "Detox". Na szczęście Michał "odmulił", w związku z czym jeszcze przed końcem świata możemy zapoznać się z jego płytą producencką. A jest co poznawać.

W wielu notkach biograficznych Szopa można przeczytać, że "produkcje spod jego ręki to typowe southowe brzmienia, samplowane bity zdarzają mu się bardzo rzadko". (Nie)stety ta informacja straciła swoją aktualność, bowiem "SW" jest wypełniony różnorodnymi kawałkami. Równowaga pomiędzy samplingiem i elektroniką została zachowana, więc jeśli chodzi o klimat, każdy znajdzie przynajmniej kilka kawałków w stylu, który mu leży. Warto tutaj nadmienić, że o ile nowoczesne bity zawsze wychodzą Szopsowi kozackie, o tyle z samplowaniem już jest bardzo różnie. Zdarzają się absolutne cięte wymiatacze ("Cliffhanger", "Czar tamtych dni", "Noc"), przyćmiewające swoim blaskiem nawet bangery na syntetykach, lecz całkiem po przeciwnej stronie leżą tracki w stylu "Daj mi co moje" czy "Pamiętaj mnie". Ten pierwszy mnie nudzi – prosty i nijaki, natomiast drugi został zarżnięty przez potworny mix (szkoda!). Jeśli chodzi o nową szkołę, tak jak już napisałem, wszystkie podkłady trzymają poziom, aczkolwiek jeśli miałbym wskazać swoich faworytów, mój wybór padłby na "Tylko tutaj" (ale wersja singlowa z przyciszonym handclapem była lepsza), "Rozjebać grę" oraz utwór tytułowy.

Na usta niektórych już pewnie ciśnie się zarzut, że takich płyt były miliony (WuErBe - Potencjał). Racja, ale nie wszystkie stały na tak wysokim poziomie. Pomijając nieliczne wpadki, bity na tym krążku odznaczają się dobrym brzmieniem, ciekawymi motywami i potrafią zryć banię, chodząc za człowiekiem do końca dnia. Dzięki takim zaletom brak jakichś nowatorskich patentów przestaje być dla mnie istotny.

Na "Synonimie Whiskey" pojawiła się całkiem pokaźna grupa rodzimych raperów (choć nie tylko, bo za jeden z numerów odpowiada Francuz K-S.O.S.). Szops zaprosił MC's z różnych środowisk i części kraju – najwięcej fame'u niesie za sobą rzecz jasna Onar, który jakoś specjalnie swoimi zwrotkami mnie nie powalił. Najlepiej spisał się – moim zdaniem – Laikike1. Dobre teksty opakował w doprawdy znakomity styl – nic tylko czekać na zapowiadaną od wielu miesięcy solówkę jeleniogórzanina. Na plus spisali się też Poszwixx z Fabuły oraz Shot z Supa Skillz. Co ciekawe, ekipę z Wrocławia reprezentują również Temate i Al Paciwo – entuzjastą talentu tej dwójki nigdy nie byłem i po kilku odsłuchach "SW" nim nie zostałem. Dobrze, aczkolwiek nieco poniżej swoich możliwości wypadł Proceente – myślę jednak, że akurat on ciekawsze linijki zostawił sobie na "Galimatias". Po innym członku Szybkiego Szmalu, Łysonżim, nie spodziewałem się już tak wiele, więc żadnego uczucia niedosytu nie uświadczyłem. Nie można też zapominać o VNM-ie – jego wydany latem mixtape kompletnie nie przypadł mi do gustu, lecz wiem, iż mieszkaniec Elbląga czasem znakomicie wypada w featuringach. Na "Synonimie Whiskey" było jednak inaczej, jego zwrotka jest niby niezła, lecz wyraźnie brakuje jej ikry, czegoś więcej. Listę gości na płycie uzupełniają raperzy z mniej lub bardziej głębokiego undergroundu, w tym. m.in.: Spec, Dapit, Zamar, Gedz, Sowiak, Paluch, Karwan i Młodziak.

"SW" to – jeśli idzie o kwestie stricte producenckie – bardzo dobra płyta. Bity Szops umie kleić – to nie podlega żadnym wątpliwościom. Co więcej, choć przyklejono mu etykietkę newschoolowca, potrafi stworzyć podkład oparty na samplach, stojący na naprawdę wysokim poziomie. Z gościnnie udzielającymi się raperami sprawa wygląda już różnie – pojawia się rozstrzał nie tylko pod względem reprezentowanych umiejętności, ale również stylistyki, wokół której poruszają się poszczególni MC's. Tym samym, pojawia się pewien efekt "składankowatości", którego – szczerze mówiąc nie lubię. Niemniej, "Synonim Whiskey" to krążek warty poznania. Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, a w zatrzęsieniu wrześniowych premier znajdziecie czas na zapoznanie się z kolejną nowością, to bierzcie się za album Szopsa.

Ocena Lite'a: 6+/10
Ocena Noida: 8/10

piątek, 11 września 2009

Producencka strona rapu #6: Wywiad z Robsem

Po serii bardziej znanych producentów (wybiliśmy się!) nadszedł czas na przedstawienie mało znanego gracza, który sieka naprawdę przyzwoite bity (wybijemy go!). Jeśli pierwszy raz widzicie na oczy pseudonim "Robs" i wasza reakcja przypominała pytanie dosyć często zadawane CAPS LOCKIEM na forum portalu z kreską, pod wywiadem znajdziecie link do MySpace'a. Miłej lektury.

Noid: Jako, że jesteś raczej mało znaną postacią, mógłbyś się jakoś przedstawić czytelnikom i opisać swój styl?

Robs: Jestem Robs, mniej lub bardziej (raczej mniej) znany mc/producent ze Świnoujścia. Rapem zajmuję się już jakiś czas, opierając się w dużej mierze o sampling. Wiem, że mnie nie znasz... spokojnie, daj mi chwilę.

N: Nowa płyta. W jakim będzie klimacie?

R: Szczerze mówiąc wypracowałem już sobie klimat, w którym się dobrze czuję, jednak tym razem zakładam pomieszanie różnych stylów, oby materiał utrzymał swoją duszę.

N: Jacy goście na majku/bitach?

R: Na bitach tym razem nie planuję żadnych gości. Po namyśle uznałem, że łatwiej mi będzie utrzymać własną wizję zajmując się wszystkim sam. Zresztą dzięki temu "moja płyta" nabiera bardziej dosłownego znaczenia. Co do gości na micu, niech pozostaną jeszcze przez jakiś czas moją małą tajemnicą, jednak wydaje mi się, że będą miłym zaskoczeniem.

N: Możemy się spodziewać jakiegoś eksperymentu, jakim na poprzedniej płycie był "oldschool"?

R: Jasne... materiał nad którym pracuje się według schematów, zupełnie bez nowych pomysłów, prób - nie jest świeży, a przecież nie o to chodzi... Keep it fresh!

N: Grasz na perkusji. Nie myślałeś o tym, żeby zastąpić loopy żywymi dźwiękami?

R: Wiesz co, na perkusji co prawda grałem jakiś czas, ale teraz niemal wcale nie mam z nią kontaktu, może z braku czasu, może z lenistwa, może z braku funduszy na zakup własnej. Jako raper/producent mam dostęp do mikrofonu 24h na dobę i mogę dogrywać do bitów różne elementy, których nie da się (albo jest z tym spory kłopot) znaleźć na wosku lub gdziekolwiek indziej. Na nowym materiale nie będzie inaczej, także "żywe" bębny mają szansę (całkiem sporą, bo są już nagrane) się pojawić.

N: Jest jakaś scena w Świnoujściu?

R: Jest! Tylko na tyle ukryta, że nie miałem okazji jej zobaczyć. W rzeczywistości ogranicza się do kilku lokalnych raperów, paru beatmakerów i to wszystko. Szczerze, strasznie słabo rozwinięte miasto pod tym względem, miejmy nadzieję na zmiany...

N: Jakie były komentarze odnośnie "Jutro Może Być Za Późno"?

R: Komentarze były tak różne, jak ludzie, którzy je wystawiali. Ogólnie jestem zadowolony z odbioru, bo nie ma co się oszukiwać – nie był to materiał, który wywraca scenę. Zrobiłem ogromny skok do przodu od tamtego czasu i mam nadzieję – (choć jeszcze nie wiem kiedy) będzie można to usłyszeć.

N: Na czym pracujesz podczas robienia bitów i mixu/masteringu?

R: Podczas robienia bitów pewnie jak większość, staram się zbudować klimat, sprawić, że emocje, które na mnie działają polecą po kablach do słuchawek odbiorcy dając mu szansę poczuć to, co ja.
Podczas mixu/masteringu? Nad finalnym brzmieniem, przestrzenią, głębią itp. Brudne, muzyczne podziemie ma chyba prawo brzmieć ciekawie i w miarę (powiedzmy) profesjonalnie pomimo trzasków winyli?

N: Nieraz zetknąłem się z opinią, że polscy producenci w swym fachu osiągnęli znacznie większe skille niż raperzy w nawijaniu. Zgodzisz się z tym?

R:Nie! Nasi producenci są dzisiaj w stanie sięgnąć "nieba i gwiazd" i jestem pewien, że bardziej znany producent z Polski, dostając choćby ćwierć funduszy i możliwości sprzętowych, jakie mają "zachodni" producenci, mógłby bez większych problemów wkroczyć na scenę światową. Polscy raperzy dają z siebie co najmniej tyle samo, wykorzystują szeroki zasób słownictwa, pomysły na kawałki, zabawę flow, ale brak im cały czas "tego czegoś". "To coś", to po prostu brak "dźwięczności" rodzimego języka. Łatwo porównać to z utworami wykonywanymi np. po angielsku. Cóż, mamy za to spory wachlarz słów.

N: Bierzesz udział w konkursach na remixy?

R: Nie. Wiem, że takie konkursy dają szansę na wybicie się, ale mam dziwne wrażenie zmarnowania bitu, na którym mogło dziać się coś nowego.

N: Czy gdyby ktoś poprosił Cię o bit zupełnie nie w Twoim klimacie (np. g-funk albo southowe brzmienia) podjąłbyś "wyzwanie"?

R: Na pewno spróbowałbym podołać wyzwaniu, choć nie należę do producentów, którzy robią bity "na zamówienie".

N: Powiedz coś od siebie na zakończenie.

R: Mam nadzieję, że kiedy następnym razem się gdzieś pojawię, już nie będziecie się zastanawiać "Kto to kurwa jest?". Słuchajcie dobrej muzyki i wspierajcie jej autorów! Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali do końca!

MySpace Robsa.

Wywiad przeprowadził Noid: www.enoide.blogspot.com

piątek, 4 września 2009

Producencka strona rapu #5: Wywiad z Expe (Rezpektz)

Dziś w "Producenckiej Stronie Rapu" gości prawdopodobnie najbardziej fejmowy producent z województwa lubuskiego. Expe opowie o Gorzowskich fankach, nowym albumie Rezpektz, oraz przypomni o projekcie, na który Lite napalił się bardziej niż na nowego Te Trisa (konkurs: kto w komentarzach pierwszy odgadnie, o co chodzi, dostaje "Dwuznacznie" przed premierą [o nagrodę zadba Noid - przyp. Lite]. Zapraszamy do lektury.

Noid: W necie pojawił się niedawno klip zapowiadający nową płytę Rezpektz. Jak przebiegała jego realizacja?

Expe: Realizacja klipu przebiegała znakomicie, jedynym mankamentem była pogoda, przez którą nasze prace opóźniły się o tydzień, czekaliśmy na przejrzyste niebo, ponieważ naturalne światło dawało efekt, który chcieliśmy uzyskać. Zdjęcia na planie wywołały szok u mieszkańców, ludzie nie wiedzieli co jest cięte, czy to telewizja, strefa 11 czy coś. Dopiero gdy poszedł w ruch boombox i typy machające rękoma we wszystkie strony, skumali co jest grane. Mieliśmy do dyspozycji profesjonalny sprzęt dzięki uprzejmości „Horyzont Studio” naszego znajomego Mariusza Konopki. Kuba Krupowicz zajął się zdjęciami i montażem, do scenariusza i fabuły, którą wymyślaliśmy wspólnie przy piwie. Oscarową rolę zagrał Beny, robiąc te wszystkie akrobacje. Pozdrawiam wszystkich co mieli coś wspólnego z tym przedsięwzięciem. A jak Ci się podoba nasz pierwszy klip?

N: Moim skromnym zdaniem, jest dobrze. Policzyliście, ile wlepek zostało wklejonych podczas nagrywania tego klipu?

E: Nie jestem w stanie policzyć, ale nie było ich aż tak dużo, możliwe że około 30.

N: Na jakim etapie prac nad płytą jesteście?

E: Na dzień dzisiejszy mamy singiel, masę pomysłów, trochę tekstów, które wymagają poprawek, no i na etapie kompletowania bitów. Szukamy na prawdę perełek by ten album był niepowtarzalny. Jeśli robisz zajebiste bity i jarasz się prawdziwym rapem, zapraszamy do współpracy !

N: Pytanie standardowe: możesz podać jakąś konkretną datę premiery?

E: Nie chcę być gołosłowny. Szczerze, to nie wiem, chciałbym żeby wyszło to na gwiazdkę jak w przypadku „Serce Miasta” i dać wam w prezencie astronomiczny album.

N: Nazwa albumu znów zawiera w sobie nawiązanie do serca. Kryje się za tym jakaś ideologia?

E: Zawsze będzie nawiązanie do serca, bo to doskonale odzwierciedla nasze podejście do tego co robimy. Z całego brudnego serca, napierdalamy tę muzykę dla kumatych ludzi. Całe życie fatum, czasem na plecaku, więc rzadko mamy z tego na najki i bro. Jeśli się zastanowić nad tym tytułem, to można stwierdzić, że jeśli coś robimy, czy mówimy to masz to tak samo jak w banku, w tym przypadku masz to jak w sercu, czyli masz to szczerze na stówę od nas. Masz to coś w środku, żyjesz tym, tętnisz – to zajawka, muzyka. Nie jestem jakimś dobrym interpretatorem, mam nadzieję że wiesz o co mi chodzi.

N: "120 Uderzeń Na Minutę" było dosyć różnorodne. Czy tym razem planujecie zachować spójność klimatu?

E: Było różnorodne, a zarazem spójne, takie jest moje zdanie. Tym razem, bity będą utrzymane raczej w moim stylu. Mamy ich 13 i każdy jest skurwysynem, który poraża Ci uszy i serce. 3 następne od naszych ziomów są równie kozackie. Kawałki będą czystym rapem, przemyślane teksty z nienagannym flow, nad którym ciągle pracujemy, za równo ja jak i Tomek rozwijamy się z kawałka na kawałek.

N: Wolisz sampling czy korzystanie z wtyczek?

E: Zdecydowanie sampling. W moim przypadku lubię dogrywać jakieś prymitywnie brzmiące pady, pierdziawki czy tym podobne melodie do linii, którą zbudowałem z sampli. W ten sposób kreuję swój styl. Nie zawsze samym samplem uzyskasz efekt, który płynie. Często, gdy nie mam akurat pomysłu na daną melodię, siadam z Haltonem i myślimy co by tu jeszcze wjebać, żeby było dobrze.

N: Chodzisz/chodziłeś do szkoły muzycznej?

E: Tak, obczaić jakieś łyżwy. Tak na poważnie, to niestety nie miałem styczności z taką szkołą, wtedy się grało w piłkę za dzieciaka, teraz tego żałuje, bo 2 razy w tygodniu co najwyżej pogram w gałę, a muzyka brzmi u mnie codziennie.

N: Jak idzie studiowanie?

E: Trzeci rok mnie czeka jeszcze, a następnie obrona licencjata. Na razie nie narzekam, muszę poprawić jeden egzamin i jestem na czysto. Mimo wszystko, ochrona środowiska to bardzo ciekawy kierunek, od zawsze zastanawiało mnie jak np. funkcjonuje jezioro, jak powstają masywy górskie, dlatego dobrze wybrałem swój kierunek. Pozdrawiam mój rok!

N: Gdzie można Cię będzie (lub niedawno było) usłyszeć jako producenta?

E: Niedawno byłem u VNM’a, w kawałku „Stay True” z El Da Sensei, u Karwana na płycie, Chudiniego, na Raporcie z Brzegu. Będziesz mógł mnie usłyszeć na płycie Reno, Brudnych Serc, Emrata, Kedyfa, Rezpektz, Hirs Skład, Khomatora z Czeskiej Republiki, Małpy z Proximite, jest tego w kurwę, nie jestem wstanie sobie przypomnieć komu jeszcze dawałem bity.

N: Co tam u Emrata? Szykuje coś?

E: Pracuje, studiuje, nagrywa, nagrywa, pracuje i się opierdala więc nie ma wakacji stary. Szykujemy jego pierwszą solową płytę. Mam teraz trochę więcej czasu, więc siadam za mix i aranżacje, pod koniec września macie to u Was w audio. Chyba, że będą jakieś poślizgi związane z promocją.

N: Pojawił się ktoś ciekawy na słubickiej scenie?

E: Chłopaki z SBC Studio, jak zepną dupska będą z nich ludzie. Coś tam jeszcze nagrywają młode twarze z miasta, chętnie bym posłuchał. Beny robi coraz lepsze bity, mam nadzieję, że nagram coś pod któryś.

N: Dochodzą mnie słuchy, że macie fanki zarówno w Słubicach, jak i Gorzowie. Czy to prawda?

E: Zajebiście, w Słubicach owszem, można tak powiedzieć, ale też nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego, że jest jakiś szał, jestem raczej skromny, ale fakt coś tam się zdarza. W Gorzowie powiadasz ? Mogę podać numer telefonu, jeśli jest jakaś pełnoletnia (śmiech). Wiesz jak jest, rzadko w tych czasach panna powyżej 20 lat jara się tak szczerze tym co robisz, chyba że się nie znam, bądź co bądź mam dystans do siebie. Słubice, Gorzów fantastyczne miejsca jak mawia Zkibwoy. Robię aktualnie prawo jazdy w 66-400, więc jest szaleństwo, masa pięknych kobiet tam jest.

N: Czekasz jeszcze na "Detox" Dre?

E: Średnio, nie omieszkam się sprawdzić tej produkcji, ale są inne pozycje, na które czekam. Powiem Ci, że ostatnio znacznie gdzie indziej znajduje inspiracje, ale taki koleżka jak Dre, sieka naprawdę dobre gówno na światowym poziomie.

N: Kilka słów od siebie na koniec?

E: Nie umiem fristajlować na trzeźwo. Pokój i miłość! Dzięki za wywiad. Kochaj muzykę nie ważne jaki rodzaj!

wtorek, 1 września 2009

Mały Esz Esz - Bez Zabezpieczeń

Małego Esz Esz poznałem jakieś 2 lata temu, kiedy to na fali zainteresowania Jimsonem usłyszałem "Kwiatki, Łączki i Miłość" z jego gościnnym udziałem. Szybko spodobał mi się "chill-outowe" flow oraz luzacki głos. Od razu sprawdziłem "Bez Zabezpieczeń", czyli wydane na legalu solo Esz Esza. Wiecie, młody byłem, ledwo dotrwałem do outra. Mimo wszystko, już wtedy stwierdziłem, że było cholernie warto. Jakie tam rzeczy dzieją się w "Ukrytym Bonus Tracku"! Przez te 2 lata członek Szybkiego Szmalu istniał w mojej głowie tylko z uwagi właśnie na ten kawałek oraz wcześniej wspomniany numer nagrany z Jimsonem. Wreszcie jednak postanowiłem dać "Bez Zabezpieczeń" jeszcze jedną szansę.

Z czego bardzo się cieszę. Przez te 2 lata moje gusta mocno ewoluowały, stały się jakby bardziej tolerancyjne, zwłaszcza dla rapowych produkcji z krajowego podwórka. Pojąłem, że co do solo Esz Esza bardzo się myliłem. Umówmy się, nie jest to żaden klasyk, ale naprawdę bardzo dobra płyta. Niestety mocno niedoceniona - i to nie tylko przeze mnie. Plusy albumu można mnożyć. Przede wszystkim na największe oklaski zasługuje jego autor. O dobrych umiejętnościach i predyspozycjach wspomniałem już we wstępie. Najważniejsze jest jednak to, że Esz Esz potrafi zainteresować słuchacza również przekazywaną treścią. Choć czasem zgrywa cwaniaka, to na ogół wypada jednak jako normalny, całkowicie zwyczajny gość z głową na karku. Podobać się może jego stuprocentowa szczerość, romantyczne podejście do miłości oraz zdrowe poglądy. Na płycie znajdziemy dużo emocji i wiele trafnych wersów, które spokojnie można podpiąć pod swoje, powstające na bieżąco sytuacje życiowe.

Produkcją "Bez Zabezpieczeń" w głównej mierze zajął się Szogun, beatmaker Szybkiego Szmalu, znany przede wszystkim ze skomponowania "Muzyki Rozrywkowej" Pezeta. Solo Esz Esza to jednak całkowicie inne klimaty - dominuje ciepła, miła dla ucha muzyka, oparta na świetnych skądinąd samplach. Warto dodać, że choć beaty są w pewnym stopniu zróżnicowane, to mimo tego Szogunowi udało się utrzymać jakże ważny efekt spójności. Swoje zrobili też DJ Delta oraz Malin - autor remiksu utworu "Liczę do 3". Nie można też zapominać o gościnnych występach innych raperów - świetnie zaprezentował się W.E.N.A. ("Wolność" to w ogóle jeden z ciekawszych numerów z płyty), nieźle Pezet ("Znajdź odpowiedź" to akurat mój faworyt), zaś znajomi z Szybkiego Szmalu (Proceente, Emazet, Łysonżi i Cech) na ogół poprawnie, acz bez szału. Natomiast w refrenach gdzieniegdzie usłyszymy śpiew Karoliny G. oraz Lerka. Tego drugiego można było sobie darować - szczerze mówiąc zupełnie nie podoba mi się jego głos.

Tak jak już pisałem - solo Małego Esz Esza zostało niedocenione przez wielu. "Bez Zabezpieczeń" to płyta na bardzo wysokim poziomie. Może nie dla każdego, może nie potrafi oczarować od pierwszego odsłuchu, ale jak już w końcu zaskoczy... Pełno genialnych, trafiających w sedno (niekoniecznie rewelacyjnie złożonych) linijek, tony emocji i szczerości. Z mojej strony pozostaje tylko jeszcze raz gorąco polecić "Bez Zabezpieczeń". Jeśli lubicie tego typu klimaty, a nie znacie jeszcze tej płyty, to pewnie będziecie mi dziękować za to, że o niej napisałem.

Ocena: 8/10

piątek, 28 sierpnia 2009

Producencka strona rapu #4: Wywiad ze Skibazem (Dawajhajs)

Powracamy po krótkiej przerwie. Na dziś przygotowaliśmy rozmowę z połową duetu Dawajhajs - Skibazem. Zapraszamy.

Noid: Tak więc siema Skibaz. Powszechnie wiadomo, że działasz razem z Amsem w składzie Dawajhajs. Co jest obecnie dla Ciebie ważniejsze: zespół czy szeroko pojęta działalność solowa?

Skibaz: Siemano. Chwilowo zarówno Dawajhajs, jak i moją solową działalność opanował delikatny zastój, gdyż kończymy solową płytę Amsa, na którą miałem przyjemność zrobić większość bitów. Chętnie zrobiłbym coś solo, nawet jakąś epkę, ale niestety dosyć opornie idzie mi zabranie się za to.

N: Skoro już zahaczyliśmy o płytę Amsa, to powiedz coś o niej. Singiel od jakiegoś czasu krąży, a kiedy premiera całości? W jakim będzie klimacie?

S: Plyta w 99% jest gotowa (wiem, wszyscy tak mówią w wywiadach), teraz trwa bezczynne oczekiwanie na dwa aranże od producentów i dwie gościnne zwrotki. Później trzeba ogarniać patronaty i całą otoczkę związaną z wydaniem. Co do klimatu płyty myślę, że najlepiej opisałby go sam Ams, dlatego niech to najlepiej pozostanie niespodzianką.

N: Na "Kalendarzu", płycie Dawajhajs, również Ty odpowiadałeś za większość bitów. Nie myślałeś o wzięciu więcej podkładów od innych producentów?

S: Oczywiście, że myślałem, ale z jednej strony to kwestia lenistwa, a z drugiej strony tego, że nie lubię się o nic prosić, a później czekać, aż za sto lat dostanę aranż, czy coś. Mieliśmy zajawkę, nie chcieliśmy wlec się z nagrywaniem dłużej niż rok, więc najszybszą opcją było zrobienie bitów samemu.

N: Czemu miało służyć wydanie spontanicznego mixtape'u?

S: Niczemu. Padł pomysł, ja stwierdziłem, że po co trzymać na dysku tyle nagranych rzeczy, lepiej to wypuścić w luźnej formie, bez bawienia się w "promocję”.

N: Na scenie jesteś znany głównie jako raper. A jakim osobom oddałeś swoje bity?

S: Nic mi o tym nie wiadomo, że jestem znany na jakiejś scenie. Rzadko się zdarza, żebym oddawał komuś bity. Znaczy tak jak mówiłem, oddałem trochę Amsowi na solo, kilka osób wzięło ode mnie jakieś bity i teraz mają problem, bo się opierdalam z kończeniem ich.

N: (śmiech) A co sprawia Ci większą przyjemność? Rapowanie czy komponowanie?

S: Przyjemność sprawia mi to i to, ale większą satysfakcję mam z rapowania, dużo więcej mogę przekazać w ten sposób. Ogólnie to jest tak, że robię bity, żeby nie było, że nie ma pod co rapować.

N: Wiadomo, że samplujący producenci często słuchają bardzo różnorodnej muzyki. Wobec tego, co, poza rapem, tolerują Twoje uszy?

S: Tolerują dosyć różnorodną muzykę, moje receptory słuchowe nie ograniczają się jedynie do rapu, nie mam nic przeciwko rockowi, soulowi, house'owi, electro, muzyce alternatywnej, natomiast zazwyczaj słucham właśnie rapu, to jest moja muzyka.

N: A zdarza Ci się wyprodukować coś nie-rapowego?

S: Zazwyczaj robię stricte rapowe produkcje, czasem natomiast mnie popierdoli i zrobię coś, co ciężko w ogóle przypisać do jakiegokolwiek gatunku. No, ale to zazwyczaj nie opuszcza mojego dysku.

N: Co, z perspektywy czasu, chciałbyś zmienić w "Nic Nie Idzie EP"?

S: Wolałbym, żeby mi wtedy wszystko szło.

N: Gdybyś miał mi polecić jedną płytę (niekoniecznie rapową), która Tobą wstrząsnęła, to na co by padł Twój wybór?

S: Twoja EP mną wstrząsnęła, ale nie poleciłbym jej.

N: (śmiech) No to kończymy. Czekasz na "Detox" Dr. Dre?

S: Nie.

N: No to kilka słów od siebie na koniec.

S: Wiecie, że jogurty w realu za złoty dwajścia dziewięć? Pozdrawiam ciebie, ciebie i ciebie.

Wywiad przeprowadził Noid: www.enoide.blogspot.com

piątek, 14 sierpnia 2009

Producencka strona rapu #3: Wywiad z Kazzamem


Uff, no to zdążyliśmy ogarnąć kolejną część „Producenckiej Strony Rapu”. Tym razem o źródłach sampli, o „Kultywuj EP” i o ulubionych producentach rozmawiałem z Kazzamem. Miłej lektury!

PS. Swoją drogą, Kazz sprawia wrażenie (mam nadzieję, że prawdziwe) strasznie uprzejmego i wyluzowanego gościa, w związku z czym wywiad wygląda jak luzacka wymiana zdań. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza...

Noid: Na początek pytanie pół żartem: Co było pierwsze, Kazzam czy Kazza aka Kazzushi?

Kazzam: Spodziewałem się, że kiedyś padnie to pytanie (śmiech). Nie mam pojęcia, naprawdę. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. O Kazzie usłyszałem przy okazji premiery płyty Bassgrou, która wyszła w podobnym czasie co Mel/Kazzam, wcześniej nie znałem tego producenta. Jakby nie patrzeć ksywki mamy podobne, ale muzycznie raczej sporo się od siebie różnimy, nie chodzi mi o to czy ktoś jest lepszy czy gorszy, ale o kwestię stylu, brzmienia, etc.

N: "Kultywuj Ep" - jak długo trwała Twoja praca nad tym wydawnictwem?

K: Praca z Melusiem przebiegała dosyć sprawnie. Na przełomie lipca/sierpnia wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić coś wspólnie, a w listopadzie mieliśmy praktycznie cały materiał skompletowany, nie licząc gościnnych udziałów tj. mc i dj'i. Oczywiście nie obyło się bez drobnych obsuw, ale to już nie leżało w naszych rękach. Większość bitów była skompletowana wcześniej. Mało kto wie, ale część podkładów na tym projekcie została zrobiona przeze mnie nawet rok przed premierą płyty, także Mel musiał tylko dopisać swoje zwrotki, a ja musiałem doszlifować istniejące już bity oraz zrobić parę nowych.

N: Jaki był, w Twoim odczuciu, odbiór tej płyty?

K: W moim odczuciu płyta spotkała się z dobrym odbiorem, co było dla nas sporym zaskoczeniem. Nie spodziewaliśmy się tylu pozytywnych reakcji ze strony słuchaczy. Nie obyło się też bez głosów krytyki, ale sami dobrze wiedzieliśmy, że ta epka nie była idealna. Teraz po pewnym czasie słyszymy wszystkie niedociągnięcia i błędy jakie wtedy popełniliśmy, jednak w dalszym ciągu jesteśmy z niej zadowoleni. Gdybyśmy mieli w tym momencie wydawać płytę to brzmiała by ona całkiem inaczej i, mam nadzieję, lepiej.

N: Co sądzisz o podpisywaniu sampli?

K: Nie widzę w tym nic złego, chociaż nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się podpisać przy moim bicie źródła z którego samplowałem i ogólnie raczej mało producentów tak robi.
Z jednej strony może to być pewnego rodzaju pomoc dla młodych bitmejkerów, którzy często mają problem z poszukiwaniem artystów, u których można znaleźć jakieś ciekawe dźwięki.
Pamiętam - raz dostałem pytanie, cytuję: "Czy znam jakieś fajne stronki z winylami do ściągnięcia?" (śmiech).
Z drugiej strony jest to jakaś ciekawostka dla słuchaczy, których interesują takie rzeczy.

N: Widziałem na jednym z materiałów video Twoją kolekcję winyli. Czy przy takim źródle sampli korzystasz czasem z wycinania mp3?

K: Generalnie swoją przygodę z robieniem bitów zaczynałem od wycinania sampli z mp3, bo nie spodziewałem się, że może to mnie tak pochłonąć. Z czasem coraz bardziej starałem się (i staram nadal) przechodzić na nośnik analogowy, stąd moja kolekcja winyli ciągle rośnie, ale nie będę kłamał - tnę również czasem z innych nośników. Dla mnie najważniejsze jest to, co słyszymy na samym końcu produkcji.

N: A czy zdarza Ci się wyciąć jakiś nowszy kawałek, niedawno nagrany?

K: Nie, raczej nigdy mi się to nie zdarzyło. Nowsze kawałki mają całkiem inne brzmienie i vibe, który nie do końca mi odpowiada. Sampluję głównie rzeczy z lat 70/80.

N: Stosunkowo od niedawna działa Twój oficjalny kanał YouTube. Czemu miało służyć uruchomienie go?

K: Oficjalny kanał, jak to fajnie brzmi... Generalnie miało to służyć w jakimś tam stopniu promocji moich rzeczy. Chciałem zebrać w jedno miejsce kawałki na których się udzielam i nagrać jakiś filmik pokazowy czy instruktażowy, więc postanowiłem tego dokonać tam. Na razie jest tylko jeden taki filmik, ale myślę, że pod koniec roku zrobię coś nowego.

N: No to czekamy. Zastanawia mnie, słyszałeś może płytę Fokusa "Alfa i Omega"?

K: Sprawdziłem tylko singiel, całej płyty, przyznam się, nie słyszałem. Jakoś nie bardzo interesuje mnie to, co robi Fokus w tym momencie. Nie mam na to zajawki, więc nie widzę powodu, żeby tego słuchać.

N: W jednym z wywiadów Bek-On i Dekim wspomnieli, że Twój bit wszedł na ich płytę w ostatniej chwili. Łączy się z tym jakaś ciekawa sytuacja?

K: Chłopaki odezwali się do mnie z pytaniem, czy nie zrobię bitu na ich nadchodzący projekt. Oczywiście się zgodziłem. Trochę to trwało, zanim dostali ode mnie bit, ale gdy już to się stało stwierdzili, że jest za dobry i wezmą go na ich następną płytę, żeby go nie zmarnować (śmiech). Premiera ich albumu - jak to w Polsce często bywa - też miała spore obsuwy, więc nie chcieli bezczynnie siedzieć i jednak postanowili nagrać kawałek na tym bicie. Uważam, że dobrze zrobili, bo track jest naprawdę dobry. Teraz w planach jest ich druga płyta, na której też będzie mnie można usłyszeć.

N: Twoi ulubieni producenci to... ? Tylko błagam, nie wymieniaj Premiera, Pete Rocka ani J Dilli.

K: No to nic nie powiem (śmiech).

N: (śmiech) no, trudno.

K: Naprawdę, nie mam chyba ulubionych producentów. Każdy producent może mnie czymś zaskoczyć. W takim samym stopniu będę się jarać bitem Premiera i jakiegoś nieznanego producenta X czy Y z Polski. Oczywiście trójka, którą wymieniłeś, jest lub była w światowej czołówce, każdy zna ich większość bitów na pamięć i niejeden producent ma ołtarzyki z nimi przed swoim sprzętem. Gdybym musiał wymieniać swoich ulubionych to byłaby tu spora lista.

N: Wobec tego, czy gdyby Twój ulubiony producent powiedział Ci, żebyś odszedł od rapu, posłuchałbyś go?

K: Nie ma takiej możliwości. Gdybym miał ulubionego producenta i tak by mi powiedział, to nie byłby już moim ulubionym (śmiech). Wiem, że kiedyś pewnie nadejdzie moment, w którym będę musiał przestać zajmować się produkcją i ogarniać inne sprawy, ale tylko ja zadecyduję, kiedy to będzie. Na marginesie, zaskoczyłeś mnie takim pytaniem...

N: Staram się w każdym wywiadzie zawrzeć jedno-dwa niestandardowe pytania, żeby rozmowa nabrała trochę kolorów.

K: Uczęszczasz do jakiejś szkoły dziennikarskiej może?

N: Hoho, jakby Ci to powiedzieć. Właśnie zdałem do liceum... Ale w przyszłości, niewykluczone (śmiech)!

K: Rozumiem.

N: Teraz pytanie, nie ukrywam, dosyć ważne dla mnie (śmiech). Promujesz jakoś młodych producentów?

K: Domyślam się, że pytanie pośrednio dotyczy również Ciebie?

N: Cóż. Nie da się ukryć...

K: Promować to może za duże słowo, nie mam za bardzo takich możliwości. Sam jestem tylko zwykłym producentem, więc co ja mogę? Staram się pomagać innym producentom, dostaję sporo różnych pytań na mail, myspace czy YouTube i zawsze staram się pomóc tej osobie. Oczywiście nie odpisuję, jeśli są to pytania tego typu co wcześniej wspomniałem (czy znam jakieś stronki z winylami do ściągnięcia), ale jeśli ktoś ma problem i ja mogę mu w tym pomóc, to tak robię. Jeśli Ty masz jakieś pytania odnośnie produkcji, to wiesz gdzie pisać.

N: Wiem (śmiech). Co sądzisz o elektronicznych bitach? Co prawda sam nie tworzysz nic takiego, ale może czasem słuchasz?

K: To, że nie tworzę takich bitów, to nie znaczy, że nie słucham. Często w moim odtwarzaczu pojawiają się rzeczy tego typu. Nie mówię tu o takich stricte dirty southowych brzmieniach, ale o trochę innych... Ciężko mi wytłumaczyć, co to w zasadzie jest (śmiech). Niekoniecznie można podpiąć to pod rap. Na razie tylko słucham, w przyszłości jeśli będę miał możliwości, to może spróbuję w tym swoich sił.

N: Wejdziemy na śliski temat. Ciągniesz hajs za bity?

K: Rzeczywiście śliski, niektórym w tym momencie pewnie podniosło się ciśnienie w oczekiwaniu na odpowiedź (śmiech). Powiem tak: jeśli ktoś do mnie napisze, spodoba mi się jego rap i o ile będę miał czas oraz ochotę na współpracę, to nie musi płacić. Ogólnie nie lubię sprzedawać bitów, robię to głównie z zajawki. Jeśli ktoś koniecznie chce mieć mój bit, a nie ma możliwości, żeby go dostał ode mnie za darmo – nie mam nic przeciwko... Tylko, że też musi prezentować jakiś poziom.

N: No to kończymy wywiad tradycyjnym pytaniem. Czekasz jeszcze na "Detox" Dr. Dre?

K: A co to? (śmiech)

N: (śmiech) Dr. Dre to jest producent, który album „Detox” zapowiada od... dawna. I co kilka miechów zapewnia, że już jest gotowy oraz, że lada dzień premiera.

K: Wiem! (śmiech)

N: Sprawdzałeś mnie?

K: Tak jakby. Żartowałem sobie! Dre to kolejna ikona wśród producentów, zawsze chętnie sprawdzam jego nowe produkcje. Ale i tak bardziej czekam na 6 sezon Dr House... (śmiech)

N: No to jeszcze standardowe słowo od siebie na koniec... ?

K: Pozdrawiam wszystkich, którym chciało się to czytać.

N: Jakaś aluzja sugerująca nieciekawe pytania? (śmiech)

K: Hm... Z Fokusem trochę się zaskoczyłem.

N: Aha. No to dzięki za wywiad!

K: Również dziękuję.

Wywiad przeprowadził Noid: www.enoide.blogspot.com

niedziela, 9 sierpnia 2009

"Warszawa zdecydowanie rządzi pod względem freestyle'u" – wywiad z Duże Pe

Duże Pe to raper, którego chyba nie trzeba przedstawiać. Współautor "Sinusa", połowa duetu Cisza & Spokój, frontman zespołów takich jak Senk Że i Masala. Właśnie z tym ostatnim pojawił się 12 lipca na gorzowskim Reggae nad Wartą. Spotkaliśmy się przed występem Masali, jeszcze na zamkniętej próbie zespołu. Pe zgodził odpowiedzieć na parę pytań, czego efektem jest poniższy zapis rozmowy.
Jakie nadzieję wiążesz z Reggae nad Wartą, patrząc na historię festiwalu oraz tegoroczny line-up?

O Chryste Panie! (śmiech). Szczerze mówiąc zupełnie nie śledzę historii tego festiwalu. Nigdy nie byłem wkręcony w reggae, a w polskie reggae to już zupełnie. Więc… nie mam zielonego pojęcia!

Tak jak myślałem… (śmiech). Zostawmy więc ten festiwal na boku i zajmijmy się Twoją osobą. Ostatnio wydaliście z Masalą "Cały Ten Świat". Fani wciąż czekają na drugi album Ciszy & Spokój i kolejny album Senk Że. Dobrym prezentem dla słuchaczy byłby również inny krążek hip-hopowy, niekoniecznie ze Spoxem. Kiedyś rozsiewane były plotki o płycie z Mezo. Pojawiłeś się w aż 4 utworach na płycie Racy, wyglądało na to, że dobrze się rozumiecie. Może jakaś szersza współpraca z nim się kroi? Jesteś w trakcie nagrywania czegoś większego, czy nie mamy na co czekać?

Plotkom proponuję nie dawać wiary. (śmiech) Powiem Ci tak: sporo się dzieje, planuję do końca 2010 roku wypuścić minimum trzy bardzo różne solowe płyty - niekoniecznie stricte hip-hopowe - choć na pewno mające z hip-hopem wiele wspólnego. Póki co nie chcę jednak zdradzać z kim je przygotowuję, w jakim dokładnie stylu muzycznym będą, etc. Co do płyty Cisza & Spokój - przynajmniej w najbliższym czasie raczej się nie ukaże, gdyż zdecydowałem rozluźnić współpracę biznesową i artystyczną ze Spoxem - mam wrażenie, że wyjdzie to nam obu na zdrowie.

Jeżeli idzie o nową Masalę - gdy ostatnio rozmawiałem na ten temat z Praczasem, to mówił, że raczej nie wcześniej niż pod koniec 2010 roku, gdyż ma póki co na głowie nowy album Village Kollektiv, swoją płytę producencką i wydawniczo-managementowe ogarnięcie nowego Lao Che i innych zespołów z Open Sources itd. Jest więc jeszcze sporo czasu, choć ja będę naciskał żeby działać wcześniej, bo ciągle układają mi się w głowie nowe, aktualne teksty pasujące pod masalowy klimat i żal żeby leżały i "się kurzyły". Możliwe natomiast, że wkrótce ukaże się remix-album z LP "Cały Ten Świat", bo od jakiegoś czasu nakręcamy działania w tym kierunku i mam nadzieję, że koniec końców coś z nich wyjdzie. Mamy na dyskach kilka remixów przygotowanych przez krajowych producentów i drugie tyle przygotowanych przez ludzi z zagranicy. Zapowiada się to wszystko bardzo ciekawie, chciałbym nagrać wokale do kilku kawałków na nowo, kilka przygotować w wersjach angielskojęzycznych, ogólnie - żeby było to coś więcej niż "zwykły" album z remixami.

Jeżeli idzie o Senk Że, to zastanawiamy się nad rozszerzoną re-edycją płyty "Fogga Ragga" z kilkoma nowymi kawałkami Fogga w skandalicznych wersjach, ale nie mogę nic w tej kwestii obiecać. Ogólnie, nie wiem czy w kwestii Senk Że w ogóle mogę cokolwiek obiecać… Radikal jest mocno wyjęty przez prozę życia - przeprowadził się pod Warszawę, ma mnóstwo "życiowo-rodzinnych" kwestii na głowie i nie poświęca sprawom Senk Że tyle czasu, sił i energii co na starcie projektu. Mista Pita jest non-stop skrajnie zajęty, bo artystycznie ogarnia mnóstwo kwestii. Ma swoje awangardowe, freejazzowo-noise'owe projekty, za które jest wychwalany pod niebiosa przez amerykańskich czy japońskich krytyków muzycznych specjalizujących się w tego typu muzyce. Do tego koncertuje z Gabą Kulką, z siostrami Przybysz, w kilku grupach z Macio Morettim, etc. Cały czas rzeźbi też różne projekty jako właściciel studia / realizator, instrumentalista i producent - wystarczy wspomnieć fakt, że ostatnio ogarniał całą muzykę do filmu "Wojna polsko-ruska..." wg. Masłowskiej, a swoje płyty nagrali u niego w studiu m.in. EastWest Rockers i Grubson. Piotrek jest mega uzdolnionym gościem, prawdopodobnie najzdolniejszym muzykiem jakiego dane mi było i dane mi będzie kiedykolwiek poznać. To świetna sprawa i jestem opór szczęśliwy, że mogę z nim współpracować, ale ma to tę wadę, że reszta świata też nieustannie chce wspólnie z nim coś robić... (śmiech)

A występy gościnnie? Ostatnio pojawiłeś się na "Remote Vision" Holdcuta w aż 3 utworach, w tym w rewelacyjnym, dającym do myślenia "God, Silence & Vodka". Pojawisz się u kogoś w najbliższym czasie?

Jeśli idzie o hip-hop czy reggae / dancehall nie kręci mnie twórczość 99% krajowych ekip które się do mnie odzywają z zapytaniem o featuring, a jednocześnie nie jestem tak komercyjnie nakręcony, żeby olewając to, czy coś mi się podoba, czy nie, mówić "Nie ma sprawy, przelej mi 500 PLN i się dogram do kawałka albo nagram Ci dubplate". Choć w sumie byłoby to łatwym sposobem na zarobek, bo napisanie i nagranie dobrej gościnnej zwrotki to dla mnie łącznie od 15 do 45 minut. (śmiech) Ale po prostu czegoś takiego nie czuję i pomijając wymiar etyczny takiej opcji - nie potrafię się w takich wypadkach zupełnie zmobilizować żeby coś stworzyć. Moje gościnne zwrotki będą natomiast na bank do usłyszenia na mixtape'ach i płytkach moich działających muzycznie znajomych - u MC's powiązanych ze stołeczną sceną freestyle’ową, na producenckiej płycie Praczasa, czy w remiksie nowego singla De Mono. (śmiech) Nagrałem też ostatnio kawałek z zielonogórską ekipą Knajpenterroristen, która robi zajebiste elektro-punkowe rzeczy, a wcześniej gościnną zwrotkę do singlowego kawałka ciekawej rockowej grupy Freak of Nature. Jeśli jesteśmy już w tych klimatach - gdy tylko jest okazja pojawiam się gościnnie w jednym kawałku na koncertach zespołu Muchy. Mogę powiedzieć, że jestem ich fanem, oni też szanują moje dokonania i skillsy, raz wykonaliśmy taki manewr spontanicznie i wyszło na tyle fajnie, że uznaliśmy że warto go powtarzać. Podsumowując, powiem tak - jestem mocno wybredny w kwestii featów, ale nigdy nie mówię z założenia "nie" i zawsze staram się mieć w ich kwestii konkretnie otwartą głowę.

Wspomniałeś przed chwilą o kolegach ze sceny freestyle'owej. Jesteś jedną z największych ikon polskiego freestyle'u. Jak oceniasz jego kondycje obecnie? Kto Twoim zdaniem zasługuje w tej chwili na największą uwagę?

Co do kondycji rozumianej jako poziom umiejętności - mogę wypowiadać się głównie na podstawie wolnostylowców z Warszawy, bo ich znam najlepiej. Moim zdaniem można powiedzieć, że mamy do czynienia ze stagnacją - ale dość pozytywną, tj. z utrzymaniem stosunkowo wysokiego poziomu. Na scenie pojawiło się "czwarte pokolenie warszawskiego freestyle'u", które póki co radzi sobie tak sobie i nie ma zdecydowanego lidera pod względem skillsów, ale notuje stały progres. Karty rozdają natomiast pokolenia "drugie" i "trzecie", które moim zdaniem pod względem umiejętności podbiły poprzeczkę najwyżej w historii wolnych styli - podwójne rymy na wolno są na porządku dziennym, a abstrakcyjne punchlines oparte na chorych skojarzeniach i powalające riposty zdarzają się na większych bitwach z częstotliwością wpędzającą mnie w kompleksy. (śmiech) Oczywiście nie zawsze talent do składania idzie w parze z flow, głosem czy "delivery", ale i tak poziom jest bardzo wysoki.

Co do konkretnych ksywek - Muflon wycofał się z battle'owania, więc jego nie wymienię siłą rzeczy, choć, moim zdaniem, jeśli idzie o sumę dokonań i średnią poziomu, póki co jest zdecydowanie najlepszym bitewnym freestyle'owcem w historii polskiego wolnego stylu. Na pewno bardzo mocnymi zawodnikami mogącymi nawiązać z nim walkę są Flint, Białas i Trzy Sześć – dla mnie to trójka, która zdecydowanie rozdaje karty i cała reszta ma do nich jednak jeszcze kawałek. Z tej trójki Trzy Sześć potrafi złożyć najbardziej niesamowite punche, za to trochę kuleje pod względem głosu i flow - choć i tak ostatnio to poprawił. Z kolei Flint i Białas to jak dla mnie MC kompletni, mają wszystkie cechy które wymieniłem wcześniej na bardzo wysokim poziomie, mają charyzmę na scenie, równie dobrze co we freestyle'u prezentują się na trackach, świat powinien należeć do nich. Najbliżej poziomu tej trójki jest moim zdaniem Solar, który ciągle się rozwija i w szczytowych momentach spokojnie może nawiązać z nimi walkę. Wysoki poziom na bitwach prezentuje też czasem Wiciu, który ma mega głowę do składania zabójczych wersów, tylko strasznie słabo prezentuje się pod względem głosu, flow i scenicznej charyzmy.

Jeśli odbijemy od bitewnego freestyle'u - zdecydowanie zajebiście freestyle'uje Puoć, tylko jak dla mnie brakuje mu bitewnego "zęba", skłonności do zabijania MC's za pomocą celnych linijek. Aczkolwiek, jeśli idzie o flow, głos i umiejętność rymowania na wolno jest bez dwóch zdań bardzo mocny i często wystarcza to by zjeść bardziej "punchline'owych" MC's. Jestem też fanem Gospela, który jako jedyny z freestyle'owców ma w 100% własny styl, którym nadrabia wszelkie niedociągnięcia w innych sferach wolnostylowego MC'ingu. Tyle, że jest powtarzalny, co jest jego przekleństwem na bitwach. Zwykle w pierwszej walce powala, w drugiej jest już 50/50, a w trzeciej nuży. Ale showmanem jest nieprzeciętnym, w tej kwestii cały świat jest za nim daleko w tyle i jestem w szoku, że jeszcze nie ma własnego programu na MTV lub chociaż własnego kącika u Szymona Majewskiego czy Kuby Wojewódzkiego. Nie znam za bardzo sceny spoza Warszawy, aczkolwiek wiadomo że wciąż aktywni bitewnie MC's tacy jak Pogo, Dolar, Green, Esko, Enson czy Czeski prezentują bardzo konkretny poziom. Przy dobrym dniu są w stanie zawalczyć z wymienioną przeze mnie czołówką z Warszawy. Z kolei mało bitewny styl freestyle'owania jaki opisałem przy okazji Puocia mocno reprezentują trójmiejscy freestyle'owi MC's tacy jak Raku, Tomasina czy Bośniak.

Z całym szacunkiem dla innych miast, uważam jednak że mimo wszystko to Warszawa zdecydowanie rządzi pod względem freestyle'u - wystarczy spojrzeć na ilość freestyle'owców prezentujących jakiś-tam-poziom, liczbę zwycięstw stołecznych MC w wyjazdowych bitwach i na osiągnięcia czołowych freestyle'owców z WWA. Powiem Ci, że zajebiście się cieszę, że organizacją regularnych otwartych bitew w jakiś sposób się do tego mogłem przyczynić...

Rozmawiamy w Gorzowie, mieście z którego pochodzą Brudne Serca, czyli Smarki Smark i Zkibwoy – absolutna czołówka jeśli chodzi o polskie podziemie. Śledzisz to, co dzieje się w undergroundzie? Coś Cię ostatnio zaciekawiło?

Śledzę w znacznie mniejszym stopniu niż kiedyś, z racji na mniejsze zainteresowanie hip-hopem jako takim. Staram się jednak promować co ciekawsze znaleziska w Radiu Euro, wykorzystując fakt, że mam taką możliwość. Bo zawsze fajnie jest pomóc komuś, kto wyraźnie ma talent, tylko niewielu - zwłaszcza z poza środowiska - go jeszcze słyszało i widać, że nie za bardzo wie, co zrobić, żeby być słyszanym. Staram się też wrzucać hip-hopowe kawałki na playlistę Euro, nawet rzeczy z nielegali, o ile spełniają normy jakościowe. Inna sprawa, że moralna cenzura obecna w państwowym radiu uniemożliwia zagranie wielu kawałków lub zmusza do skrajnego ich okrojenia. Nie wystarczy, że wytnę z numeru przekleństwa - w kawałku nie może pojawić się też żadna "fifka", "stuff", "jointy", etc. Nie jest lekko… Swoją drogą środowisko hip-hopowe wisi mi dobrą flaszkę za wszystkie grube godziny poświęcone na ręczne cenzurowanie numerów, które zagrałem w radiu. (śmiech)

Prawda jest jednak taka, że choć cały czas uwielbiam dobry rap i cały czas nie mogę żyć bez składania słów do bitu, definitywnie zgasła już we mnie wiara w hip-hop jako jakiś istotny ruch kulturowy, dla wsparcia którego gotów jestem wysłuchać tysiąca chujowych demówek, by wygrzebać jeden kawałek godny uwagi. Zresztą, sądzę że wiara ta zgasła w każdym człowieku, którego horyzonty myślowe i muzyczne wykraczają poza granice środowiska hip-hop'owego, a który przez kilka lat miał z nim ciągłą styczność. Oczywiście nadal staram się rzucać uchem na wszystko, co podsyłają mi ludzie, ale poświęcam temu zdecydowanie mniej czasu. Im bliżej do śmierci, tym bardziej go sobie cenię. (śmiech) W sumie druga sprawa jest taka, że ciekawe pojedyncze jointy się zdarzają, ale od "Najebawszy" nie usłyszałem żadnego LP czy EP, które by mną wstrząsnęło tak jak wspomniany przez Ciebie Smarki. A bardzo bym chciał trafić na coś, co po wrzuceniu do odtwarzacza zmusiłoby mnie bym powiedział: "Oh kurwa! Jak to możliwe, że on jeszcze nie jest w Polsce gwiazdą rapu?".

No, jeśli chodzi o Internet, to Smarki już chyba jest gwiazdą.

No tak, ale umówmy się, bycie gwiazdą jeśli chodzi o Internet jest chuja warte i zasadniczo skazane na rzeźbę w gównie, zmierzającą nieuchronnie ku upadkowi zajawki lub jej osłabieniu przez nawarstwiające się z wiekiem obowiązki, odpowiedzialność i problemy. Bo byciem gwiazdą w necie nie zarobisz na dom, dziecko i rodzinę - więc siłą rzeczy robienie muzyki będzie schodzić na coraz dalszy plan, czy tego chcesz, czy nie. Właśnie na tym polega cały smutek, że Smarki nie gra koncertów, nie wydaje płyt i nie ma go w mediach. A jak dla mnie on powinien sprzedawać od 2005 po 15 czy 20 tysięcy egzemplarzy wszystkiego, co wypuści i wydawać średnio jeden album rocznie. Umówmy się, cały krajowy rynek muzyczny można o kant dupy potłuc i tyle. W Stanach będąc "gwiazdą podziemia" masz sprzedaż na poziomie Ich Troje w Polsce w szczytowym okresie ich popularności… U nas będąc gwiazdą podziemia masz w najlepszym wypadku propsy na forach - choć równie często hejting - i czasem zwroty kosztów dojazdu za zagranie koncertu, o ile wybłagasz u organizatora, żeby łaskawie dał Ci go zagrać.

Na "Obywatelach IV Świata" mocno atakowałeś ówczesną władzę. Mamy teraz nowy rząd, premiera i ministrów. Jak oceniasz obecną sytuację polityczną w Polsce. Poprawiło się? Nie panuje już w kraju "fundamentalny pseudo-katolicyzm"?

Fundamentalny pseudo-katolicyzm panuje w naszym kraju od bardzo dawna i żadna zmiana rządu akurat tego nie ma szansy zmienić. To, co się zmieniło to fakt, że na szczycie jest w tej chwili moim zdaniem nieco mniej ludzi, którzy wyrażają otwarcie pogardę wobec obywateli myślących inaczej niż oni. To dla mnie podstawowa różnica między PiS-em a PO. Chociaż z drugiej strony jak widzę, co jak najbardziej PO-wska Hanna Gronkiewicz-Waltz robi w Warszawie, to otwiera mi się nóż w kieszeni. Dla mnie to też jest pogarda wobec obywateli, tylko wyrażona w odrobinę bardziej zawoalowany sposób - za pomocą bezczelnie nie spełnianych obietnic, wypowiedzianych w błysku fleszy i w oku kamer. Jestem jak najdalszy od pozytywnych odczuć względem niej…

Mam tu przy sobie dwie płyty z Twoim udziałem. Debiut Ciszy & Spokój to piękna poligrafia, kto wie, czy nie najlepsza w historii polskiego rapu. Z drugiej strony mamy zaś "Obywateli IV Świata", wydanych w ekologicznym digi-packu…

Założenie przy "Obywatelach IV Świata" było koncepcyjne, żeby okładka wyglądała jak wykonana na powielaczu w stanie wojennym. Oryginalnie miała być na jeszcze gorszym kartonie czy wręcz na papierze pakowym, tak by wyglądała jak nielegalne wydawnictwo. Ogólnie - jak już jesteśmy w tym temacie - "Obywatele IV Świata" to płyta, co do której mam do siebie trochę żalu. Z perspektywy czasu widzę, że przeceniłem gros odbiorców lub po prostu za mało uwypukliłem pewne kwestie, za mało wyraźnie - albo właśnie zbyt wyraźnie - je powiedziałem. Z mojej strony założeniem tej płyty było napisanie muzycznego political-fiction – pokazanie co by było, gdyby przesterować do granic możliwości wszystkie absurdy dziejące się w ówczesnej Polsce. Podkreślała to z resztą właśnie forma wydania czy wizualizacje powiązane z tym albumem. Chodziło mi o zmuszenie ludzi do pomyślenia co by było, gdyby taka linia programowa była np. kontynuowana przez 50 lat. Bo w ten sposób najłatwiej pokazać, że to, co chwilowo nie uwiera za mocno, może wkrótce urosnąć do takich rozmiarów, że niełatwo będzie z tym wygrać. Wcześnie wykryty nowotwór łatwiej usunąć bez szkód dla organizmu…

Tymczasem liczni słuchacze i krytycy ("pozdrawiam" w tym miejscu Jakuba Żulczyka i gratuluję mu "bystrości umysłu") odebrali "O4Ś" zupełnie dosłownie, w skali jeden do jednego. No i w tej sytuacji zaczęły pobrzmiewać hasła w stylu "Jaka neo-komuna, jaki teo-faszyzm, o czym on mówi?", względnie "Żadne dziecko nie zostało przecież ukarane za nie chodzenie do kościoła". No dobra, póki co nie miało to miejsca, ale pozwólmy chorym nienawiścią kretynom rządzić przez kolejne 50 lat, a okaże się, że mamy wokół setki głupich praw, według których musimy żyć ,chcąc mieć święty spokój lub wbrew którym musimy żyć, chcąc żyć jak chcemy - narażając się na szykany ze strony państwa, które mogą zrujnować nam życie. A jak pokazuje przykład prawa zakazującego w 100% posiadania marihuany czy totalny zakaz aborcji, głupie prawa dużo łatwiej ustanowić, niż później zmienić, więc warto działać szybko.

Trochę mnie to wszystko załamało. Nie spodziewałem się, że do opiniotwórczych magazynów poświęconych sztuce czy na poczytne strony poświęcone kulturze piszą ludzie, po których można się spodziewać, że odbiorą wiersz "Kot w pustym mieszkaniu" jako wiersz o kocie w pustym mieszkaniu. Jestem trochę zły na siebie - bo powinienem to przewidzieć i napisać większymi literami na okładce "co poeta miał na myśli" w razie problemów z interpretacją. (śmiech) Jestem też trochę zły na ludzi, którzy to tak bezpośrednio odbierali. Oczywiście spora część słuchaczy odczytała ten album tak, jak chciałem, ale wiadomo że negatywne zjawiska bardziej kują w tyłek, więc to nad nimi się teraz rozwodzę...

Chodziło mi w sumie o to, że dużą wagę przyciągasz do poligrafii i kwestii samego wydania. Zastanawiam się jak będą wyglądać Twoje kolejne płyty – zwykłe digipacki, czy jakieś niespodzianki w stylu albumu Ciszy & Spokój?

Niespodzianki mają to do siebie, że są niespodziankami - zdradzanie ich teraz byłoby więc bez sensu. Jeśli chodzi o Ciszę & Spokój to była to przede wszystkim idea Spoxa i to jemu należą się tutaj największe ukłony i brawa (a kolejne Sewerowi z B3 za mistrzowskie wprowadzenie tej idei w życie). Choć oczywiście też miałem jakiś swój udział w pracy koncepcyjnej nad poligrafią - żeby nie było. (śmiech) Po mojej stronie było też ogarnięcie technologii i logistyki - znalezienie drukarni, która po akceptowalnych kosztach wykona tę poligrafię w formie fizycznej. No, powiedzmy, że po akceptowalnych kosztach… Wracając do głównej myśli - kiedy gadaliśmy o formie wydania płyty Spox stwierdził: "Wszyscy wydają dziś płyty tak samo, jak najbardziej po taniości, więc my zróbmy to zupełnie inaczej". Jako, że wydawaliśmy C&S sami, mogliśmy sobie pozwolić zbankrutować na poligrafię. No więc na nią zbankrutowaliśmy. Głównie ja... (śmiech) Sądzę, że jako wydawca na bank nie zyskałem na tej płycie nawet złotówki - podejrzewam, że do niej dołożyłem. Szczerze mówiąc, wolałem nigdy tego precyzyjnie nie podliczać - jestem z tym zdrowszy… Ale i tak było warto! Gdyby płyta była wydana normalnie, miałbyś jedno pytanie mniej. (śmiech) Widziałeś może film "24 Hour Party People"?

Nie, nie.

Polecam! To film o Tonym Wilsonie, czyli człowieku, który był odkrywcą i wydawcą m.in. Joy Division i Happy Mondays, jak również założycielem Haciendy - najbardziej znaczącego klubu w Manchesterze. Kiedy po śmierci Curtisa powstało New Order i nagrali singiel "Blue Monday" - który koniec końców stał się najlepiej sprzedającą się 12" w historii - z powodu zajebistej formy jego wydania (okładka winyla imitująca dyskietkę) wydawnictwo Wilsona było na starcie - strzelam, bo nie pamiętam dokładnie - stratne 50 centów na każdym sprzedanym krążku. (śmiech) Oczywiście później to się pewnie zmieniło, bo kiedy robili wielkie nakłady, musieli mieć mniejszy koszt produkcji egzemplarza, ale początkowe wyliczenie było takie, że do każdego dokładają plus-minus 50 centów. To mniej więcej ten sam klimat. Ogólnie w "24 Hour Party People" widziałem bardzo wiele opcji z zakresu organizowania koncertów czy imprez, managementu, bycia wydawcą czy promotorem, bycia artystą, historii z życia klubu, itd. - które samemu przeżywałem czy widziałem na własne oczy. Oczywiście w "trochę" mniejszej skali. (śmiech)

Choć trochę zboczyliśmy z tematu, chciałbym jeszcze raz powrócić do kwestii poligrafii. Nie wiem czy znasz taką formację Sekaku – projekt Mielzky'go, na którym rock miesza się z rapem. Otóż ich najnowszy krążek został wydany w… pudełku od pizzy. W środku oprócz krążka dołączono m.in. ketchup, majonez oraz sztućce. Jak oceniasz takie inicjatywy?

Jak dla mnie to najlepiej wydany krążek jaki widziałem. Ever. Forin zwyciężył, słałem mu internetowe pokłony za tą okładkę i z chęcią powtórzę je przy każdej okazji. MEGA! Nie słyszałem tej płyty, nigdy nie miałem jej w ręku, ale i tak zapamiętam ją na zawsze i jeśli powiesz "Sekaku", to od razu skojarzę ich nazwę z tym mistrzowskim wydaniem. W świecie, w którym co tydzień pojawia się kilkaset utworów godnych sprawdzenia, wyróżnianie się czymś jest wręcz obowiązkiem artysty, który chce żeby jego dokonania pozostały w pamięci odbiorców. Niestety - albo stety - dziś opakowanie jest równie ważne co zawartość. Odnosi się to z resztą nie tylko do płyt, ale i do występujących na nich ludzi. Zobacz, masz tysiące popowych wokalistek, ale najlepiej sprzedaje się nie ta, która najlepiej śpiewa, a ta w najlepszym opakowaniu. Czyli najlepiej zrobiona przez chirurga plastycznego i stylistę...

Nagrałeś kiedyś z Mezo utwór "Futbol". Co sądzisz o polskiej piłce?

(westchnienie) Oh kurwa... To jest temat na osobny wywiad, bardzo długi, gorzki i smutny. O moim spojrzeniu na krajową piłkę mogą nieco powiedzieć np. felietony piłkarskie które publikowałem na portalu sport24.pl. Miało być ich więcej, ale nie znalazłem czasu, bo były działalnością poboczną i niefinansową, a pojawiły się nowe, istotniejsze sprawy do ogarniania. Ogólnie jestem mega wkręcony w piłkę nożną jako sport - do tego stopnia, że fascynuje mnie np. analizowanie taktyki, gry całego zespołu czy poszczególnych zawodników. Z drugiej strony od pierwszego roku studiów bardzo wkręciłem się w rozkminianie powiązań między sportem a ekonomią, np. w obserwację jak bardzo nieoptymalnie, w sensie ekonomicznym, funkcjonuje rynek transferowy w Polsce. Koniec końców, można powiedzieć że od 2002 roku siedzę w piłce półzawodowo. Ogarniałem - i dalej ogarniam - wspólnie z przyjacielem rozmaite działania powiązane z rolą agenta zawodników, scoutingiem czy e-scoutingiem. Zdarzyło mi się przygotowywać krytyczną analizę rozegranego spotkania dla trenera drużyny grającej w ekstraklasie. Miałem okazję prowadzić na dwóch uczelniach pojedyncze zajęcia mówiące o działalności agentów zawodników i ogólnie o powiązaniach ekonomii ze sportem. Zdarzyło mi się - i to nie żart - doprowadzić do wytransferowania ex-reprezentanta Zambii do drużyny w Malezji (śmiech).

Z ciekawostek mogę powiedzieć, że przy transferach zawodników jako reprezentant na Polskę współpracowałem m.in. z brytyjskimi, austriackimi, włoskimi czy francuskimi agentami FIFA, a w kraju - z pewnym bardzo znanym byłym zawodnikiem, który po zakończeniu kariery zajął się działaniami managerskimi. Staram się również pomagać ludziom z odpowiedniej komórki w PZPN i poszczególnym trenerom reprezentacji młodzieżowych wyszukiwać i nawiązywać kontakt z uzdolnionymi zawodnikami o polskich korzeniach, którzy piłkarsko wychowali się za granicą. Współtworzyłem też bazę danych do Football Managera 2008. Ale to nic na tyle istotnego, żeby miało wpływ na kształt wszechświata, nie ma o czym mówić, naprawdę. (śmiech)

Ogólna refleksja jest taka, że polski przemysł muzyczno-rozrywkowy i polskie środowisko piłkarskie to dwa wielkie bagna pełne skrajnych patologii, w których zdecydowałem się babrać z własnej woli. Często rano pukam się w czoło zastanawiając się co mi odpierdoliło, że się na to zdecydowałem... (śmiech)

Jeśli chodzi o piłkę, to mogłeś po prostu włączyć Football Managera. Mówisz, że współtworzyłeś bazę do "FM 2008", musiałeś więc kiedyś grać w jakąś grę z tej serii…

Wiesz, rzeczywistość jest zawsze ciekawsza niż gra… Aczkolwiek prawdą jest, że przez długie lata CM/FM był moim nałogiem o różnym stopniu natężenia - choroba ciągnęła się od "CM III" po "FM 2009". Na szczęście koniec końców dorosłem do świadomości, że życie jest na tyle krótkie, że żal je marnować na takie głupoty. Cytując klasyków: Straciłem życie przez gry komputerowe. Dobrze, że zostały mi jeszcze 2 życia... (śmiech)

A co do samego Meza, jak oceniasz współpracę z nim z perspektywy czasu i jak patrzysz na jego teraźniejsze dokonania?

Jest sympatycznym gościem, którego większość aktualnej twórczości artystycznej mnie absolutnie nie kręci, a spora część wręcz powoduje u mnie odrazę. Choć składać rymy definitywnie potrafi - tego mu nikt nie odbierze. Za to - moim zdaniem - jest skłonny do potwornych kompromisów, jeśli idzie o walory estetyczne muzyki, pod którą nagrywa - albo po prostu ma tak malinowy gust. Nie sądzę by gość, który wychował się na zajebistym, oldskulowym rapie, mógł lubić tak landrynkowy i wykastrowany pop. Absolutnie brakuje mu też moim zdaniem czegoś co z angielska nazywa się "swagger" - jest skrajnie za grzeczny, to co pisze jest w 90% skrajnie zbyt ułożone, nawet w tych bardziej hip-hopowych kawałkach które miałem okazję słyszeć. Rozumiem, że ma taki styl, pisze jak czuje i tak dalej - lepsze to, niż gdyby na siłę starał się być kimś innym - ale i tak szczypta cwaniactwa i bezczelności definitywnie by mu pomogła.

Uważam, że nagrałem z Mezo na legalach cztery bardzo fajne kawałki - "Nasze Życie", "Co Słychać?" (mój faworyt), "Futbol" i "Harmonia" (kolejność przypadkowa). Żadnego z nich nie muszę się wstydzić - i nie mówię o tym dlatego, że jest w nich akurat Mezo. Po prostu uważam, że to dobre numery. Ogarnęliśmy wspólne kawałki, bo był między nami pozytywny flow, jest zresztą do dzisiaj i gdyby Jacek zadzwonił i powiedział "Słuchaj, mam pomysł na wspólny kawałek - wchodzisz w to?", to o ile artystycznie by mi wszystko pasowało, na bank bym mu nie odmówił. Bo czemu miałbym to zrobić? Z obawy o opinię słuchaczy polskiego rapu? Proszę... I tak mi ona centralnie zwisa i nie czuję z krajowym hip-hopowym środowiskiem - jako zjawiskiem masowym - właściwie żadnego związku. Poznałem Mezo jeszcze przed jego pierwszym legalem, można powiedzieć, że miał w poznańskim podziemiu mniej więcej taką pozycję jak ja w warszawskim. A to jak później pokierował swoją karierą to sprawa jego, jego poczucia obciachu, wyczucia estetyki, brak chęci włażenia w dupę odbiorcom hip-hopu w Polsce albo robienia czegoś pod kątem popularności wśród nich, wspomniana potworna skłonność do najgorszych artystycznych kompromisów, itd. Niezależnie od tego co nagrywa Mezo - czy to będzie horrorcore, czy muzyka biesiadna - ma poukładane w głowie, jest dobrym człowiekiem i zawsze przybiję mu piątkę. Tyle.

Ogólnie, nie sądzę, abym kiedykolwiek nagrał jakiś joint, którego muszę się teraz wstydzić - i jest mi bardzo dobrze z tą świadomością. Jedno czego się czasem wstydzę z obecnej perspektywy w tym, co nagrywałem, to "licealna poezja" z "Sinusa" (i wcześniejszych hip-hopowych dokonań), która jest teraz wywlekana przez ludzi, którym się podoba, gdyż są w takim wieku, w którym jeszcze im się może coś takiego podobać. (śmiech) Mi w tej chwili zdecydowanie się ona nie podoba, ale to też raczej nie powód do wstydu, po prostu zmiana gustu i perspektywy. Zdaję sobie sprawę, że młodość ma swoje prawa, a prawo do naiwności i głupiej wiary w zwiewną i eteryczną miłość w książkowej formie jest jednym z nich. (śmiech) Dziś ująłbym to wszystko w zupełnie innych słowach...

Mówisz, że nie wstydzisz się żadnego jointa, który zrobiłeś. Nieco wcześniej wspominałeś, że nie jesteś na tyle komercyjny, aby pobierać opłaty za featuringi. A tu proszę, Twój głos słyszymy w reklamie polskiego kanału Disney XD. Nie wierzę, żeby Twoją motywacją było coś innego niż czysty zarobek, zysk. Ustosunkujesz się jakoś do tego?

Historia z tą reklamówką jest naprawdę przednia. Jest to - strzelam - dwudziesta reklamówka, którą nagrałem, bo w ramach działalności mojej firmy regularnie podejmuję się takich zadań. Nie jako Duże Pe - raper, tylko jako Marcin Matuszewski - właściciel jednoosobowej działalności gospodarczej, która ogarnia m.in. zlecenia lektorskie, tłumaczenia, etc. Ale tutaj wszyscy złapali nagle jakąś chorą fazę tylko dlatego, że ta reklama jest rymowana, a profil publiki Disney XD pokrywa się w dużej mierze z profilem społeczności związanej z HH.pl. (śmiech) Dla mnie było to po prostu kolejne zlecenie, które ogarnąłem, nie różniące się niczym od poprzednich. Nawet przez chwilę nie pomyślałem o nim pod kątem wizerunku czy moich działań na scenie, które prowadzę jako Duże Pe.

I teraz pytanie - czy to, że nie myślę o tego typu akcjach przez pryzmat wizerunku świadczy źle o mnie, czy o wypisujących hasła w stylu: "Duże Pe się sprzedał!"? To jakaś paranoja... Nie jestem gwiazdą w stylu O.S.T.R.-a, która może pozwolić sobie na życie wyłącznie z koncertowania i sprzedaży płyt. Ogólnie, myślenie przez pryzmat wizerunku jest dla mnie jakąś totalną abstrakcją. Jestem normalnym, ogarniętym i stosunkowo zdolnym typem, który bawi się w rymowanie i całkiem nieźle mu to wychodzi. Oprócz tego freelancersko ogarniam setki przeróżnych zleceń, żeby mieć sos na życie. Disney XD na bank nawet nie ma pojęcia o moim istnieniu - nikt z ich strony nie wie, że dla studia, które ją przygotowało jako lektor nagrał ją człowiek działający artystycznie pod pseudonimem Duże Pe. Jeśli ja się sprzedałem, robiąc tą reklamówkę, to każdy kto tak uważa, sprzedaje się co rano wychodząc do pracy. A raczej "będzie się sprzedawał", bo podejrzewam że 90% najgłośniejszych internetowych krytykantów raczej nie musi jeszcze na siebie zarabiać.

Jedni raperzy, żeby zarobić "robią sajty porno", inni "zdychają w spożywczaku za ladą", są też tacy, którzy piszą scenariusze czy dialogi do telenowel, uczą angielskiego, prowadzą eventy, dilują ziołem czy cięższymi dragami, prowadzą firmy odzieżowe, sklepy z ciuchami albo po prostu w nich sprzedają, pracują jako barmani, są dźwiękowcami w radiu albo technicznymi w firmach nagłośnieniowych, robią tatuaże, są prawnikami, dziennikarzami, przewodnikami po Warszawie, wykładowcami, właścicielami "Pudelka", etc. Można by długo wymieniać - teraz przepłynąłem myślami przez krąg znajomych i kilka powszechnie funkcjonujących klisz. Ja rymuję solowo, jako MC w zespołach Cisza & Spokój, Masala i Senk Że. Mam z tego kilka złotych, ale z racji na niekomercyjność wszystkich w/w projektów nie jest go tyle, żebym się mógł poświęcić wyłącznie temu i żebym liczył, że zarobię w ten sposób na emeryturę. Bo umówmy się - o ile póki co miewam z MC'ingu jakiś sos, to mam świadomość, że po 40-tce raczej go już na tym nie zarobię. Poza zabawą w rymowanie gram od końcówki 2005 roku jako DJ mash-up'owe czy indie-klubowe imprezy, coraz częściej i z coraz większym rozmachem. Wkręciłem się w to dość konkretnie, jest to dla mnie rozwinięciem dziecięcej pasji i kolejnym oddechem od nawijania do mikrofonu, a przy tym wreszcie znalazłem pozytywne ujście mojej skrajnej zajawki na wyszukiwanie tysięcy grubych numerów z różnych gatunków muzyki. Bo w sumie od zawsze mam tak, że chciałbym znać KAŻDĄ płytę KAŻDEGO wykonawcy godnego uwagi, niezależnie od gatunku, stopnia jego rozpoznawalności, etc. Podobnie mam zresztą z książkami i z filmami, tylko życie jest niestety jakieś 10 razy za krótkie... (śmiech)

Wracając - do tego dochodzi praca w Radio Euro, gdzie mam średnio cztery dwugodzinne audycje w ciągu tygodnia (autorskie DJ Pasmo we wtorki od 20.00 do 22.00 i pół-autorskie NADAJE SIĘ!, które prowadzę na przemian z Borysem Dejnarowiczem od poniedziałku do piątku między 12:15 a 14:00). Nie można też zapominać o organizowaniu imprez i koncertów, które zajmuje mi sporo czasu - w ciągu ostatniego roku sprowadziłem do Polski kilka naprawdę "mocnych nazwisk" z indie-klubowej, mash-upowej czy indie-rockowej sceny - Loo & Placido, Kid Fresh, Pirate Soundsystem, Soundhog, Cartel Communique, Egyptrixx, Tittsworth, Baobinga, Ariel Pink's Haunted Graffiti… A oprócz tego ogarnąłem dobre kilkaset imprez i koncertów granych przeze mnie i/lub znajomych. Dolicz do tego wszystkie freestyle'owe "Bitwy o..." - łącznie było ich już blisko 30, w tym dwie edycje "Bitwy o Mokotów", która pod względem nagród jest bez wątpienia najatrakcyjniejszym freestyle'owym turniejem w Polsce i ze względu na swój rozmach wymaga sporej organizacyjnej napinki. Poza tym w 2006 zbudowaliśmy ze Spoxem studio ToSieWytnie, na które wydałem oszczędności życia. W związku z jego powstaniem ogarniałem poszukiwawczo, negocjacyjnie i koncepcyjnie sporo zleceń typu produkcja reklamówek dla radia i telewizji - żeby mogło na siebie zarobić i choć częściowo się zwrócić. W ramach jego działania - choć nie tylko - nagrywałem też różne rzeczy jako lektor.

Co poza tym? Hmmm... Przygotowywałem koncepcyjnie reklamy do prasy i nadzorowałem ich przygotowanie graficzne, a czasem sam ogarniałem co prostsze projekty. Sprzedawałem też z wolnej stopy powierzchnię reklamową w kilku miejscach, w tym w opiniotwórczym magazynie PULP, który moim zdaniem jest zdecydowanie najlepszym polskim papierowym medium poświęconym alternatywnej muzyce. Robiłem różne tłumaczenia, pomagałem przy handlu piłkarzami, zdarzyło mi się zagrać epizodyczną rolę w jakimś filmie i szykuje się kolejna opcja tego typu, pisałem recenzje płyt i felietony dla kilku tytułów, napisałem kilka tekstów różnym wykonawcom i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej... Nałóż na to wszystko prozę życia w stylu trzymania porządku w życiu, w domu i w rachunkowości, prowadzenie działalności firmy, etc. A potem próbę skończenia studiów na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW - wiozę się z magisterką już drugi rok i w końcu muszę się ogarnąć. Last but not least - próbuję też mieć jakieś życie osobiste, choć w związku z wymienianymi kwestiami zwykle wystarcza mnie w nim dla jednej osoby. Jak widzisz nie jest lekko. (śmiech)

Aha, byłbym zapomniał - wydałem też przecież na legalu debiutanckie LP Cisza & Spokój oraz Raca/Stona/DJ Ike, jak również kilka fizycznych wydawnictw na nielegalu i dobre drugie tyle publikacji w necie, zapewniając im całkiem konkretny rozgłos jak na tak niekomercyjne projekty... Wracając - wszystko to z jednej strony dało mi sporo satysfakcji i doświadczeń oraz sos pozwalający na przeżycie na ludzkim poziomie, z drugiej pozwoliło mi nieustannie realizować na satysfakcjonującym poziomie artystyczne projekty, których nie sposób nazwać komercyjnymi, a z trzeciej być niezmiennie panem swojego losu i nigdy nie mieć nad sobą szefa czy jakiegokolwiek innego zwierzchnika poza sercem i głową. Dzięki różnorodności zadań, których się podejmuję, mam ciągle świeżą głowę i "nie daję się zajechać życia prozą". W sumie jestem z siebie zajebiście dumny, że potrafię się z tym wszystkim ogarnąć tak, że zarabiam na rzeczach, których robienie daje mi radość - w dzisiejszym świecie to bardzo, bardzo dużo. Mam pełną swobodę wyboru tego, jakich zleceń się podejmę. Do tego stopnia, że nigdy nie zrobiłem dla sosu czegoś, czego nie chciał bym zrobić i żyję sobie stosunkowo swobodnie, zajmując się przy tym co lubię i tym w czym czuję się mocny. A przy tym pomagam jak tylko mogę zdolnym ludziom, będącym na początku drogi, na której ja jestem już kawałek dalej. Żyć nie umierać!

Popłynąłem, nie? (śmiech)

Wracając do meritum, czyli do reklamówki Disneya: Koniec końców, niezależnie od głosów krytyki, nawet zakładając że to obciach i przypał, sądzę że lepiej, że zrobił ją ktoś ogarnięty jak ja - i zrobił ją dobrze, bo tego poglądu będę bronił - niż gdyby miał to zrobić ktoś, kto nie potrafi rymować. Przede mną - i jeszcze jednym freestyle'owcem, który nagrał całą tą akcję, zgadujcie (śmiech) - tego zlecenia podejmowało się kilku lektorów i kilku tłumaczy. Żaden nie potrafił tego przez dłuższy czas dobrze ogarnąć. Temat nie był prosty, bo Disney XD to międzynarodowy format, który wszędzie ma wyglądać i brzmieć plus minus tak samo. Tekst trzeba było więc złożyć sylabami idealnie pod oryginalną, amerykańską wersję, a przy tym zachować rozkład nazwy kanału w tekście i tak dalej. Każdy, kto kiedykolwiek czymś takim się zajmował wie, że to kupa zabawy z przewagą kupy. Nam to "niewykonalne" zlecenie udało się ogarnąć w plus minus półtorej godziny plus drobne poprawki, więc chyba daliśmy radę. (śmiech) Jeśli komuś to wszystko wybitnie burzy mój obraz jako artysty, który miał w głowie - współczuję, trudno, jakoś to przeżyję. Sorry, no bonus. Wolę ogarniać takie zlecenia i zgarniać sos z rozmaitych rzeczy, którymi potrafię, chcę i mam możliwość się zajmować, niż kiedykolwiek nagrywając kawałek zacząć się zastanawiać czy zrobić go po swojemu, czy tak, żeby się sprzedał. Podsumowując: Psy szczekają, karawana jedzie dalej. Wbrew nadziejom moich licznych antyfanów, głosy krytyki związane z tą reklamówką raczej nie sprawią, że odwieszę mikrofon na kołku. (śmiech)

Wspominałeś wcześniej o promocji podziemnych artystów. ToSieWytnie ma zamiar wypuszczać zarówno legalne krążki podziemne kotów, jak i doświadczonych raperów, czy raczej dalej będzie przewaga promocji młodych zawodników i ich nielegali, a sami będziecie się koncentrować na działalności koncertowej?

Po pierwsze, jak już wspominałem moja ścisła współpraca ze Spoxem raczej dobiegła końca - przynajmniej na jakiś czas. ToSieWytnie na bank nie będzie więc dalej funkcjonowało w formie, w której działało. Pewna forma naszej współpracy się wyczerpała, przynajmniej dla mnie. Nie wiem co będzie dalej z tą marką, więc to w ogóle podważa Twoje pytanie. (śmiech) Z drugiej strony - wydawanie KOMUŚ niezależnie płyt jest dzisiaj dosyć deficytową działalnością. Zanim zbankrutuję na wydanie 5 albumów, które chciałbym wydać różnym ludziom, chciałbym znaleźć drogę wydawania muzyki, która pozwoliłaby docierać z nią do ludzkich mas i jednocześnie zarabiać na tym znośne pieniądze dla mnie i dla wydawanego artysty. Malownicza śmierć z głodu w imię promocji niezależnej sztuki jest na pewno piękna, ale ja mimo wszystko wolę nie iść na artystyczne kompromisy, a jednocześnie wykombinować taką formę działania, która pozwoli być wszystkim do przodu.

Zresztą umówmy się, w sytuacji, w której Empik PODOBNO ma kilkanaście milionów długu i nie płaci dystrybutorom (przez co Ci nie płacą wydawcom) i jest na najlepszej drodze do tego by zbankrutować, ciężko pozwolić sobie na prowadzone i finansowane jednoosobowo niezależne działania wydawnicze, chyba że jest się z rodziny Kulczyków lub Wojciechowskich. (śmiech) Majorsów stać na to, by mieć parę baniek zamrożonych w odroczonych płatnościach za płyty. Mogą jakoś z tym żyć i dalej robić nowe rzeczy, co najwyżej zwolnią kilka tysięcy szeregowych pracowników żeby obciąć koszty. Ale już Jana Kowalskiego lub Marcina Matuszewskiego niekoniecznie stać na to, by mieć zamrożone 30 koła w trzech płytach i wydać trzy następne ze świadomością, że zaraz może się okazać, że wszystko przepadło, gdyż firma XYZ, będąca właścicielem sieci salonów muzycznych, ogłosi upadłość, żeby zmniejszyć straty przez ucieczkę od konieczności zapłaty dystrybutorom...

W ostatnim czasie nastała w Internecie moda na blogi poświęcone hip-hopowi. Zaglądasz na jakieś? Przejmujesz się w ogóle opiniami wystawianymi przez internautów, już nie tylko na blogach, ale również forach internetowych, jak chociaż forum Ślizgu lub Hip-Hop.PL?

Jeśli idzie o blogi w sieci, to raczej nie trafiam na te poświęcone hip-hopowi - chyba że ktoś da mi cynę, że gdzieś jest jakaś recenzja mojej płyty czy koncertu, który grałem, czy jakieś fotki z moich występów - albo sam na to wpadnę. W poszukiwaniu muzycznych "najświeższych świeżości" dość regularnie staram się natomiast testować blogi takie jak Discodust, Discobelle, Stereogum, Missing Toof, White Folks Get Crunk, Fluo Kids, Palms Out, Trash Menagerie, Gorilla vs Bear i kilkanaście innych, ale żaden z nich nie jest poświęcony hip-hopowi.

Co do opinii na forach - jakbym się nimi przejmował to już dawno popełniłbym samobójstwo. (śmiech) Cytując klasyków: "Gdyby nie Internet nigdy bym się nie dowiedział, że na świecie jest tylu głupich ludzi". Oczywiście, lubię poszukać jakichś opinii na temat tego, co zrobiłem. Nie traktuję ich jednak zerojedynkowo, na zasadzie "życie / śmierć", względnie "nikt mnie nie kocha!" albo "wspaniale, jestem geniuszem!". Po prostu ciekawi mnie co kto ma do powiedzenia na temat tego, co robię, bo zawsze jest szansa, że dotrę w ten sposób do czegoś, czego sam bym nie zauważył. Równie chętnie sprawdzam krytykę i głosy pochwalne, o ile tylko są rzeczowe - co niestety zdarza się dość rzadko. Biorąc pod uwagę ilość i stylistyczny rozstrzał rzeczy, którymi równolegle się zajmuję, czasem czuję, że MUSZĘ poszukać jakiegoś spojrzenia z zewnątrz na to, co robię. Choć oczywiście 95% opinii można z miejsca spuścić do Wisły, gdyż nie zawierają żadnych rzeczowych uwag, tylko mówią "Pe jest chujem", "Pe jest koffany", "Pe skończył się na Kill'em All (albo Senioricie)", "Pih był lepszy", "Pe był lepszy", "Najlepszym bitewnym freestyle'owcem jest O.S.T.R.", "Najlepszym freestyle'owcem W OGÓLE był Magik", "Co to za bit w 2:31?", "Pe jest mistrzem!", "Nie jest - Tetris był lepszy w 2004!", "Właśnie że nie!" i tak dalej. (śmiech) Pomijając to wszystko, pierwszym i najważniejszym wyznacznikiem tego co chcę robić i tak od zawsze, na zawsze i niezmiennie pozostaje moje osobiste poczucie co chcę robić.

Cinq G znowu zmieniło nazwę. Najpierw było Pięć G, ale jak słyszałem, zmieniliście ją, bo już taki zespół istniał. Teraz nazywacie się Senk Że…

Tak, Włodi z Molesty miał 5G zarejestrowane jako znak handlowy. Ehhhh... Powiedzmy, że mam tę opcję za duuuuuuży błąd Radikala, który jest ideowo-organizacyjnym szefem Senk Że. Żal się zagłębiać w tę kwestię, ale cierpimy w związku z nią do dziś, podejrzewam, że Włodi też. A wracając do w/w niefortunnej zbieżności - po pierwsze uznaliśmy, że "nie ma co się kopać z koniem". Po drugie, byłoby skrajnie głupie gdybyśmy wchodzili na pole, które już zostało poprzez kogoś oficjalnie zajęte. Z Włodkiem nie znamy się za dobrze, ale wydaje mi się że utrzymujemy pozytywne stosunki, przynajmniej tak to odbieram zawsze jak na niego wpadam gdzieś na Mokotowie. Cieszę się, że obie strony podeszły wtedy do tego na spokojnie i nie było jakiegoś z dupy konfliktu. Co do samej nazwy - w ciągu 5 lat istnienia zespołu, nazwa Cinq G nie została przez nikogo poprawnie wymówiona. Postanowiliśmy więc ją spolszczyć i zapisywać fonetycznie, bo przecież to jedyna przeszkoda, która stała nam na drodze do Top Trendów, Opola i Sopotu... (śmiech)

Czyli to nie jest tak, że chcecie dać nauczkę piratom, którzy nie mogą w spokoju tagować Waszych płyt, bo za każdym razem nazwa się różni? (śmiech)

(śmiech) Zajebista teoria, aż ją przekażę kolegom, w życiu byśmy na to nie wpadli. (śmiech) Piraci obecnie nie istnieją! Piraci tworzyli nielegalne kopie płyt i na tym zarabiali, ludzi którzy wstawiają albumy do ściągnięcia za friko z netu nazwał bym prędzej "anarchistycznymi bibliotekarzami". Niech robią swoje, aż ten chory, zdominowany przez majorsów system pierdolnie, trzymam kciuki. Dystrybuując płyty w sieci za friko odwalają za darmo kawał marketingowej roboty - pozytywnej i wartościowej, o ile rozpowszechniana płyta jest po prostu dobra. Tylko niech nie przekręcają mojej ksywki czy nazw zespołów. (śmiech) Artyści wypuszczający swoje płyty niezależnie i tak na tym raczej nie stracą...

Dzięki za wywiad, liczę na dobry koncert dzisiaj. Mam nadzieję, że przyjdzie więcej osób, a nie jak wczoraj, gdy było ich stanowczo za mało.

Słuchaj - wczoraj nie graliśmy (śmiech) Dzisiaj gra Masala, więc MUSI być grubo! Wielkie dzięki za wywiad. (modulacja głosu na straszydło z horroru klasy B) Ślij do autoryzacji, bo Cię znajdę i zabiję! (śmiech)

Zdjęcie autorstwa kolejno:
Piotra Biernackiego > www.photoblog.pl/biernacki
Karola Grygoruka
Karoliny Zięby
Marcina "Aparata" Kołodziejaka > www.aparat.digart.pl (2 kolejne zdjęcia)
Piotra Biernackiego > www.photoblog.pl/biernacki
Ewy Redel
Karoliny Zięby (2 kolejne zdjęcia)